"Kiedy wróciłam do szatni, coś "przeskoczyło" w moim umyśle, pomyślałam sobie: „Wiesz co, to ostatecznie cię wzmocni”. I postanowiłam nie biczować się i nie poniżać, tylko skupić się na tym, jak mogę to wykorzystać, żeby wrócić silniejsza" - powiedziała Anisimova na konferencji prasowej.
Świątek nie dała jej tego dnia żadnych szans i zakończyła spotkanie po 57 minutach, zdobywając swój szósty tytuł wielkoszlemowy, a pierwszy w Wimbledonie.
Anisimova zapewniła, że także ma powody do zadowolenia ze swoich występów w Londynie, mimo że w finale „skończyła jej się benzyna”.
"Muszę popracować nad aspektem fizycznym. Trzeba dużo temu poświęcić, żeby przetrwać dwa tygodnie w Wielkim Szlemie. To nic łatwego. To były dla mnie wyjątkowe dni, cieszyłam się każdą chwilą. Mogę stąd wyjechać z wieloma pozytywami" - podkreśliła Amerykanka.
Po raz pierwszy od 114 lat zdarzyło się, że jedna z zawodniczek nie wygrała w finale ani jednego gema. Z drugiej strony, pocieszeniem dla Anisimovej może być fakt, że po raz pierwszy awansuje do czołowej dziesiątki światowego rankingu. Obecnie zajmuje najwyższe w karierze 12. miejsce.
"To jest jak rozjazd na drodze. Trzeba wybrać, w którą stronę chcesz podążać. Ja wybieram ścieżkę, która pozwoli mi dalej próbować realizować moje cele, rozwijać się i mieć nadzieję, że będę jeszcze w takich ważnych meczach jak ten" - zaznaczyła.
Jak dodała, w podniesieniu się po sobotnim niepowodzeniu pomoże jej obecność w Londynie jej mamy i siostry, a także wiadomości od bliskich.
"Pomogą mi wszystkie możliwe słowa pocieszenia, które mogę otrzymać. Cieszę się, że będę miała teraz kilka dni wolnego, będę mogła wyłączyć umysł, spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi" - powiedziała Anisimova.
Amerykanka nigdy wcześniej nie grała w finale turnieju wielkoszlemowego. Kolejną szansę będzie miała w nowojorskim US Open, który rozpocznie się 24 sierpnia.