Dla obu zawodniczek półfinał Wimbledonu jest sukcesem bez precedensu i pierwszym bezpośrednim starciem od… Wimbledonu 2023, gdy Iga Świątek okazała się lepsza w 1/8 finału. To było jedyne ich starcie na trawie, którą każda z zawodniczek wyjątkowo polubiła w ostatnich tygodniach. Belinda Bencic imponowała wytrwałością w czterech wygranych tie-breakach i przystąpiła do meczu po znacznie dłuższym czasie spędzonym na korcie.
Sprawdź szczegóły meczu Bencic – Świątek
Polka poza zasięgiem w pierwszym secie
Spotkanie rozpoczęło się od niemal perfekcyjnego gema Polki, która prowadziła po niecałych dwóch minutach i wkrótce miała okazję „napocząć” rywalkę. Niewymuszony błąd przy próbie ataku oznaczał break pointa, który w trakcie kolejnej wymiany zamienił się w potężny atak Polki przy siatce i przełamanie. Szwajcarka zapunktowała wprawdzie niezłym atakiem w trzecim gemie, ale cztery kolejne punkty zgarnęła Polka. Nie tylko po 10 minutach miała 3:0, ale też Belinda zaliczyła po drodze upadek na lewe kolano, które próbowała rozmasować, "korzystając" z zasłabnięcia na trybunach.
Upał nie sprzyjał długim wymianom, za to przerwa dała Szwajcarce czas na reakcję. Obroniła swoje podanie i zaatakowała Polkę, choć ta bez zagrożenia wyszła na 4:1. Obie zawodniczki bez przeszkód zamknęły kolejne gemy i w ósmym Bencic szukała pozostania w grze z nowymi piłkami. Nic z tego, return Igi był świetny, a wygraną walką na skróty wyszła na 40:0 przy serwisie Helwetki, by returnem zamknąć seta 6:2 po 37 minutach (a niecałe pół godziny, odejmując przerwę).
Iga zaczęła w dołku, wyszła imponująco
Trudno znaleźć słabe punkty gry Polki w pierwszej części, dlatego dwa podwójne błędy z rzędu na starcie drugiego wywołały głośny szmer niepokoju na trybunach. Siadła! Musiała obronić dwa break pointy, ale jak sama w dołek weszła, tak sama się z niego wydostała. Drugi gem był znojem dla 28-latki, która straciła pierwsze podanie i dała się przełamać. To musiało być wyjątkowo frustrujące: zaczęła od break pointów przy podaniu rywalki, a po kwadransie było 3:0 dla Polki, której serwis i return wciąż były poza zasięgiem.
Bencic z wielkim trudem szukała pierwszego gema w drugim secie, ale autem i podwójnym błędem zapewniła dwa break pointy Polce, by dać się przełamać kolejnym jadowitym returnem. Bez drastycznego podniesienia poziomu po stronie Belindy mecz był rozstrzygnięty, a grą na dużym ryzyku narażała się na liczne błędy. Walkę przerwał punkt na 5:0 Polki, przy którym rywalka poślizgnęła się. Powrotu nie było. Idze wychodziło już prawie wszystko i kolejny wielki return dał jej piłkę meczową, a przy drugiej okazji - znów returnem - zapewniła sobie zwycięstwo i awans!
Wygrana 6:2, 6:0 była imponującym pokazem skuteczności Polki, która - co nie mniej ważne - przetrwała chwilowy kryzys i w niewiele ponad godzinę zapewniła sobie udział w sobotnim wielkim finale. W nim czeka Amanda Anisimova (12. WTA), pogromczyni Aryny Sabalenki.
