Poprzednie mecze Igi Świątek (2. WTA) w Wuhanie zdradzały, że nie jest w najwyższej dyspozycji. Miała przed sobą perspektywę spotkania z Coco Gauff (3. WTA) w półfinale, ale najpierw trzeba było myśleć o Jasmine Paolini (5. WTA). W końcu każda z tych zawodniczek to światowy top.
Sprawdź szczegóły ćwierćfinału Paolini – Świątek
Tylko jeden dobry gem w pierwszym secie
Dotąd Polka miała niemal nieskazitelny bilans przeciwko Włoszce, na sześć oficjalnych meczów wszystkie wygrane (wliczając BJK Cup) i tylko jeden stracony set. Ale od pierwszych piłek w ćwierćfinale w Wuhanie widać było, że ta seria może zostać przerwana. Świetną wymianą Jasmine wyszła na 30:0, a później na 40:0 po błędzie serwującej w gemie Polki. Krosowy return dał błyskawiczne przełamanie, po czym Paolini ze spokojem się obroniła.
Perfekcyjnie skupiona przy returnie, 29-latka znów szybko osiągnęła break pointa, a potężny aut faworytki dał drugie przełamanie. Maszyna z Raszyna była zbyt wolna i nie prezentowała wszystkich swoich umiejętności, jakby kompletnie nie weszła w mecz. W mniej niż kwadrans było już 4:0, Polka była wyraźnie podenerwowana.
Dopiero piąty gem przyniósł odrobinę nadziei – 24-latka serwisem zdobyła trzy pierwsze punkty, a smeczem (choć za trzecim razem) zamknęła gema na sucho. Paolini zareagowała modelowo, podnosząc poziom przy serwisie, i nie dopuściła do punktowania przez Polkę. W siódmym gemie wrócił obraz z początku meczu, kontrująca modelowo Włoszka przełamała po kolejnym z wielu błędów Polki. Koniec seta w 25 minut.
Powrotu nie było, udało się tylko uniknąć "bagietki"
Rozpoczęty nowymi piłkami drugi set zaczął się już od bardziej wyrównanej gry z szybko wypracowanym przez Igę break pointem. Rywalka odpowiedziała jednak świetnym serwisem i zgarnęła gema, podczas gdy Polka się męczyła: pierwszym podwójnym błędem oddała break pointa, a autem – gema na 0:2. Z pomocą przyszły w końcu widoczne błędy Włoszki w trzecim gemie, a łatwo oddane przełamanie podłączyło Polkę do gry.
Niestety, czytająca Igę rywalka nie pozwoliła na choćby punkt w kolejnym gemie i ponownie miała dwa przełamania przewagi, 3:1. Po siódmym punkcie z rzędu serwowała po 4:1, osiągając cel bez zagrożenia. Świątek zmierzała po wyrównanie negatywnego rekordu sezonu (1:6, 1:6 z Gauff w maju), czego uniknęła fantastycznie rozegranym szóstym gemem. Powrót do meczu to jednak inna sprawa: Paolini świetnie czytała ruchy Polki, a ta nie miała odpowiedzi. Cudownym forhendem wydarła break pointa, a kolejny błąd raszynianki zamknął mecz.
Przegrana 1:6, 2:6 po godzinie i pięciu minutach wynikała i ze świetnej dyspozycji Włoszki, i z kryzysu Polki. Od początku Świątek chciała grać agresywnie, a gdy popełniała błędy, wpadała w spiralę kolejnych. Sfrustrowana brakiem skuteczności nie była sobą - po drugim serwisie zapunktowała tylko dwukrotnie, żadnego break pointa nie obroniła i trudno znaleźć statystykę, która dawałaby podstawy do optymizmu. Takie dołki w sezonie 2025 widywaliśmy u Świątek i nie oznaczają poważnego kryzysu, za to konieczność dalszej pracy - jak najbardziej.