"Tak naprawdę to jestem Cesar Manuel Sanjuan-Szklarz. Dwa pierwsze człony to imiona, potem nazwisko ojca i na końcu" - matki. W Meksyku nie potrafili go wypowiedzieć, a tu jest problem z Sanjuanem – tłumaczył w rozmowie z PAP, gdy pracował w Górniku Zabrze.
Jego ojciec studiował matematykę w Moskwie, ale doktorat postanowił zrobić w Warszawie, gdzie poznał swoją żonę. Cesar urodził się w Polsce, ale później rodzina wyjechała do Meksyku.
"Czuję się bardziej Meksykaninem. Tam skończyłem liceum, dojrzewałem. W Meksyku kształtował się mój charakter" - wspomniał kiedyś.
W ojczyźnie ojca spędził dzieciństwo i młodość, tam też próbował sił w futbolu.
"Grałem do trzeciej ligi, ale kiedy trafiłem na testy do klubu ekstraklasowego orzekli, że jestem za... stary. Miałem wtedy 18 lat. Potem przyjechałem do Polski. Najpierw na rok na kurs językowy w Łodzi dla cudzoziemców, potem na warszawską Akademię Wychowania Fizycznego. Miały być tylko studia, jestem tu do dziś" – opowiadał Szklarz.
Na AWF studiował w latach 2003-08. W tym czasie też trafił na staż do Legii, a potem ściągnięto go jako asystenta i tłumacza dla hiszpańskiego trenera przygotowania motorycznego w klubowej akademii i zespole Młodej Ekstraklasy.
"Potrzebowali kogoś, kto zna polski, hiszpański i jest po AWF. Zadzwonili do mnie. Potem trener zrezygnował, a ja zostałem. Mam taki bardziej ścisły umysł, zawsze było mi łatwiej robić różne obliczenia dotyczące obciążeń zawodników, pewnie dlatego, że ojciec zajmował się matematyką, a mama – chemią" - zauważył.
Temat przygotowania fizycznego sportowców zgłębiał także na Uniwersytecie Kastylia-La Mancha, gdzie latach 2011-12 kształcił się przez półtora roku. Posiadam także trenerski certyfikat UEFA A przyznany przez Królewską Hiszpańską Federację Piłki Nożnej.
"Zawodnicy to cenią, że jestem nie tylko od biegania, skakania i siły, tylko łączę to z piłką nożną. Dzięki temu, że mam kursy trenerskie, mogę dużo więcej zrobić motorycznie korzystając z futbolu. To w krótkim czasie daje lepszy efekt" - przyznał.
Ocenił, że piłkarze zwracają obecnie dużą uwagę na przygotowanie motoryczne.
"Są świadomi tego, że ważne jest nie tylko to, co się dzieje na boisku, ale też to, co wcześniej i potem. Pilnują się, pytają, ćwiczą, dbają o siebie" - dodał.
W Legii czasem pomagał sztabowi pierwszego zespołu, potem trener Urban wziął go tam na stałe. Później wspólnie trafili do Osasuny Pampeluna, Lecha Poznań, Śląska Wrocław i w końcu wylądowali w Zabrzu, gdzie pracowali do kwietnia tego roku.
Relacjonował, że po podpisaniu umowy z klubem przez nowego zawodnika sprawdza go przez trzy dni, żeby ocenić, ile potrzebuje czasu, by osiągnąć parametry, przy jakich trenuje drużyna.
"Ten czas zależy od indywidualnych predyspozycji piłkarza, od tego, z jakiej przychodzi ligi, zespołu, itp." - powiedział.
Szklarz mówi o sobie, że stanowi "mieszankę polsko-meksykańską".
"20 lat mieszkałem w Meksyku, kolejne 20 – w Polsce. Lubię przygotowywać meksykańskie potrawy, kiedy mam na to czas. Tacos, ryż, fasolę, jakieś mięso. Teraz wszystko, co potrzebne można w Polsce kupić, kiedyś było z tym trudniej" - powiedział.
Jego zdaniem w polskiej kuchni jest za dużo potraw mącznych.
"Kluski, pierogi, leniwe... tego nie lubię. Mama w miarę możliwości gotowała mi polskie jedzenie. Żurek i ogórkowa smakowały najbardziej. W Meksyku ziemniaki są mało popularne, podstawą jest ryż" - dodał.
Nie ukrywał, że w miarę możliwości spędza wakacje na południu Meksyku, w okolicach Cancun.
"Podróż jest co prawda długa i męcząca, ale za to jakie plaże i warunki do wypoczynku..." – podkreślił trener.
Szklarz przyznał, że kiedy po wielu latach spędzonych w Europie wraca do Meksyku, pewne rzeczy – np. w kwestii punktualności - denerwują go tam, a z kolei w Polsce największym problemem wciąż jest dla niego zima.
"Zima mi nie pasuje, ale wiele osób jej nie lubi" - zauważył Meksykanin.
Gdy pracował w Lechu, w rozmowie z klubowymi mediami przyznał, że stara się korzystać ze swojego pochodzenia.
"Bycie Meksykaninem nauczyło mnie, żeby być otwartym, uśmiechniętym. Staram się szukać pozytywnych rzeczy, mam w sobie dużo spokoju. Polacy, co zauważyłem na studiach, idą w jednym kierunku i uparcie dążą do celu. Jasne, są pracowici, ale nie są elastyczni" - ocenił Sanjuan-Szklarz, cytowany na stronie internetowej „Kolejorza”, gdy pracował w tym klubie.
Jego polsko-meksykańskie pochodzenie było też przyczyną komplikacji - we wrześniu 2001 roku, kilka dni po zamachach na World Trade Center, podróżował z Meksyku do Polski z przesiadką w Amsterdamie.
" Byłem wtedy opalony, miałem długie włosy. To było podejrzane. Polski paszport, ale Meksykanin. Trzymali mnie sześć godzin na lotnisku" - wspominał nowy członek sztabu szkoleniowego piłkarskiej reprezentacji Polski.