46. sezon skoków narciarskich rozpoczął się późnym piątkowym popołudniem w Lillehammer. Choć z bardzo nieliczną widownią, to nowy format drużyn mieszanych dostarczył sporych emocji.
Biorąc pod uwagę dysproporcje w polskiej kadrze pań i panów oraz historyczne wyniki (nigdy nie znaleźliśmy się wyżej niż na 6. miejscu), trudno było oczekiwać sukcesu. Za to na pewno czekaliśmy na pierwsze odpowiedzi na temat formy polskich zawodników i zawodniczek.
Planem minimum było zakwalifikowanie się do drugiej serii i udało się to osiągnąć stosunkowo przekonująco. Nie bez znaczenia okazał się fatalny skok Alexa Insama, który wypchnął Włochy poza czołową ósemkę, a także dyskwalifikacja Tate’a Frantza, któremu rozpiął się kombinezon i nie mógł przystąpić do zawodów. Mimo to uzyskane przez Polskę siódme miejsce można przyjąć z pewną satysfakcją. Całkiem niewiele brakło Biało-Czerwonym do bezprecedensowego piątego miejsca.
Nicole Konderla skakała 88,5 m w pierwszej serii (wyraźnie zachwiała się w pierwszej fazie i musiała lądować szybko), a w drugiej poprawiła się na 97 m. Anna Twardosz notowała odpowiednio 102,5 m oraz 96,5 m.
Panowie spisali się lepiej, choć Aleksander Zniszczoł nie zaimponował w drugiej turze. W pierwszej miał wynik w top 10 wśród mężczyzn (123 m), z którego zrobiło się 115 m przy drugim podejściu. Zdecydowanie najjaśniejszym punktem drużyny okazał się Paweł Wąsek, który lądował na odległościach 130 i 132,5 metra.
Na podium konkursu znalazły się potęgi – Niemcy, Norwegia i Austria. Największymi gwiazdami Niemiec byli bezsprzecznie Pius Paschke i Katharina Schmid, u Austriaków te role przyjęli Lisa Eder i Daniel Tschofenig. Norwegia jako jedyna w ścisłej czołówce zawdzięcza sukces tylko panom – to Marius Lindvik i Kristoffer Eriksen Sundal – natomiast Słowenia jako jedyna najwyższe noty otrzymała za dwa skoki kobiet, świetnej Niki Prevc i Emy Klinec.