"Pierwszy konkurs na pewno wypadł całkiem przyzwoicie. Pięciu naszych zawodników było w czołowej 30. To na pewno całkiem nieźle wyglądało" – ocenił były skoczek.
"Oczywiście, gdzieś tam chciałoby się, żeby Kamil po pierwszym konkursie był zdecydowanie wyżej, tak samo w drugim (13. i 12. miejsce – PAP). Lekki niedosyt na pewno jest, ale to też pierwsze koty za płoty i gdzieś tam widać, że brakuje cały czas Kamilowi tego dobrego drugiego skoku" – dodał.
Małysz z optymizmem ocenił debiut w PŚ Kacpra Tomasiaka (18. i 22. pozycja – PAP), który zaczął regularnie skakać. "Mamy paru takich zawodników faktycznie młodych, chcielibyśmy, żeby się przebili do czołówki. Na razie Kacper jest bliski tego, ale musi to potwierdzić" – zaznaczył.
Przygody Aleksandra Zniszczoła z kombinezonem
Jedynym reprezentantem Polski, który występy w Lillehammer zakończył bez zdobyczy punktowej okazał się Aleksander Zniszczoł. 31-latek w pierwszym konkursie nie przebrnął kwalifikacji, a w drugim odpadł po pierwszym skoku konkursowym – po próbie... w dziurawym kombinezonie. Międzynarodowa Federacja Narciarska i Snowboardowa (FIS) nie zdecydowała się jednak na dyskwalifikację podopiecznego Macieja Maciusiaka.
"Gdzieś tam puściło na szwie w kombinezonie, jakaś dziura się pojawiła. Przepisy stanowią, że przy jakiejkolwiek takiej historii nie wolno startować, bo można zostać zdyskwalifikowanym. Na szczęście Olek zareagował dosyć szybko i spytał się przed startem sędziego, czy może w czymś takim skoczyć. Dostał zgodę, ale wiadomo, że gdzieś tam takie rzeczy potem rozpraszają zawodnika. Bądźmy szczerzy, on akurat też nie skacze w tym momencie na takim poziomie, żeby to miało aż taki wpływ na to, że tak słabo wypadł" – wyjaśnił.
Małysz stwierdził, że przede wszystkim każdy zawodnik przed startem powinien sprawdzić swój sprzęt. "Dzisiaj naprawdę każdy z tych teamów te kombinezony dopracowuje do ostatniej chwili. Albo gdzieś nie było doszyte, albo po prostu nici puściły i stąd ta dziura się pojawiła" – ocenił.
W jego opinii rywale skakali zgodnie z przewidywaniami. Z reguły nie zawiedli. W tym gronie wymienił Austriaków i Słoweńców. Japończycy dobre występy latem przełożyli na podobne w zimie. Zwrócił uwagę na Niemca Felixa Hoffmanna, który od początku zaczął naprawdę „fajnie skakać”. Wyjątkiem są jego koledzy z zespołu Andreas Wellinger i Karl Geiger, którzy nie są w dobrej dyspozycji i po prostu „teraz się męczą”.
Kolejne zawody PŚ szwedzkim Falun zaplanowano na wtorek oraz środę.
Małysz wspomina Val di Fiemme
Prezes Polskiego Związku Narciarskiego przyznał, że polscy skoczkowie sezon zaczęli, tak jak przeważnie, trochę gorzej. "Później faktycznie szło ku dobremu i oby tak było i tym razem. Przed nami najważniejszy sezon czterolecia, olimpijski" – stwierdził.
Małysz w miejscowości Predazzo w Val di Fiemme w 2003 roku zdobył, na skoczniach średniej i normalnej, tytuły mistrza świata. Obiekty przed igrzyskami przeszły modernizację.
"Tych nowych już tak nie znam, bo faktycznie te skocznie się zmieniły. Zresztą na średniej skoczni musiał zostać zmieniony profil. Po próbach okazało, że leci się za wysoko w drugiej fazie. Zawsze mi się tam dobrze skakało. Podobnie Kamil Stoch też tam stawał na najwyższym stopniu podium" – wyjaśnił.
"Te skocznie zawsze były jednymi z tych naszych ulubionych. I oby tak pozostało" – dodał.
Czterokrotny medalista olimpijski potwierdził, że na zawodach w Italii zawsze pojawiała się dużo grupa polskich kibiców.
"Jako naród lubimy Włochy i narty, więc pamiętam, jak na mistrzostwach świata za moich czasów, faktycznie było sporo kibiców z Polski. Mam nadzieję, że i tym razem oni dopiszą na igrzyskach" – podsumował.
