Choć Lech Poznań mógł w niedzielny wieczór liczyć na swoich kiboli (przybyło aż 22 817 osób), to zadanie przed aktualnymi wciąż mistrzami Polski było bardzo trudne.
Od półtora miesiąca Kolejorz nikomu nie strzelił więcej niż jednej bramki, podczas gdy Raków Częstochowa nie stracił żadnej aż od początku września. Do tego częstochowianie świetnie czują się przy Bułgarskiej, gdzie nie przegrali od lutego 2020 roku!
Nic dziwnego, że obie drużyny przez ponad 20 minut raczej się testowały niż stwarzały groźne sytuacje. Owszem, strzały były po obu stronach, ale bez zagrożenia. Dopiero w 24. minucie Ishak zdołał wyjść sam na sam i tylko Vladan Kovačević szybkim wyjściem odebrał mu opcje, blokując strzał. Trzy minuty później to bramkarz Lecha Filip Bednarek był testowany po strzale Nowaka.
Lech jeszcze próbował w pierwszej połowie, Raków więcej celnych strzałów nie miał. Za to po wyjściu z szatni przyjezdni od razu podkręcili tempo. W 49 minucie pressingiem wymusili błąd przed polem karnym Lecha i 5 sekund później piłka już była w bramce po szybkim rozegraniu Nowaka z Patrykiem Kunem, który przeniósł piłkę nad bezradnym Bednarkiem.
Podrażniony Kolejorz szukał swojego sposobu, ale budowanie akcji nie szło najlepiej. Od tego ma jednak zawodników pokroju Michała Skórasia. Młody pomocnik w 67. minucie nie próbował nawet wchodzić w pole karne – przymierzył i kropnął z dystansu. Choć był faulowany przez Wdowiaka, to ustał i wyrównał na 1-1.
Tempo nieco opadło, ale bliżej 80. minuty Raków ruszył do ataku, chcąc wywieźć komplet punktów. Dokładnie w tejże minucie Kun z 12 metrów uderzył w poprzeczkę, a zaskoczony wracającą piłką Fabian Piasecki dobijał niecelnie.
Zamknięty na swojej połowie Lech był bezradny i w 88. minucie doczekał się kolejnej bramki, tym razem strzelonej przez Tudora. Z pomocą gospodarzom przyszła tym razem analiza VAR – przed strzałem Piasecki odbił piłkę ręką, gol nieuznany.
Jakby próbował się zrehabilitować za wcześniejsze pudło i rękę, Piasecki w 93. minucie najlepiej wyskoczył do główki z rzutu wolnego i wsunął Bednarkowi piłkę pod poprzeczką. Zresztą, zobaczcie to sami: