Zagłębie w coraz większym dołku po porażce z Cracovią

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Zagłębie w coraz większym dołku po porażce z Cracovią

Zagłębie w coraz większym dołku po porażce z Cracovią
Zagłębie w coraz większym dołku po porażce z CracoviąTomasz Folta / Zagłębie Lubin S.A.
Jeszcze trzymają się nad strefą spadkową, ale jak długo? Kolejna porażka potwierdza, że Miedziowi są w kryzysie. Nie kryje tego zresztą bezradny trener.

Niedzielny pojedynek Zagłębia Lubin z Cracovią był o tyle trudny do przewidzenia, że obie drużyny grają ostatnio chaotycznie i brakuje im skuteczności do wygrywania meczów. Nic więc dziwnego, że przed meczem nawet obrońca Zagłębia Kacper Chodyna prorokował: kto pierwszy strzeli, ten wygra.

Jeśli tak miało się stać, to gospodarze pokazali, że zależy im na otwarciu wyniku. W 11. minucie bronił Niemczycki, a w 29. kibice wyskoczyli z miejsc uradowani umieszczeniem piłki w bramce przez Jarosława Jacha. Obrońca dołożył nogę po niezłej akcji, ale niestety dla lubinian był na potężnym spalonym.

O ile Cracovia w pierwszej połowie była bardzo zachowawcza, o tyle Zagłębie pracowało na gola dalej. W 39. minucie Filip Starzyński uderzał z dystansu, ale piłka od słupka wyszła na out. Wydaje się, że po trzech ostrzeżeniach od gospodarzy piłkarze Pasów usłyszeli kilka mocniejszych słów w szatni, bo po zmianie stron zaczęli ostro.

Już w 46. minucie Benjamin Kallman strzelił nieznacznie obok słupka po sprytnym podaniu Patryka Makucha. W 60. minucie Cracovia parła z kontrą trzech na dwóch, ale Makuch mocnym strzałem obił tylko ręce bramkarza Kacpra Bieszczada.

Wreszcie w 67. minucie, po dośrodkowaniu Kakabadze Kallman główką wbił piłkę do siatki. Strzał nie był może piękny, ale na wagę prowadzenia. A przecież kto pierwszy strzeli w tym meczu…

Pasy naciskały więc dalej, zaliczając słupek Ghity w 80. minucie, a w 85. minucie podwyższając wynik na 2-0. Tym razem wstrzelił się w końcu Patryk Makuch, który w dwóch ostatnich spotkaniach miał tyle strzałów, że coś musiało w końcu wpaść.

Zagłębia w drugiej połowie jakby nie było, zupełnie odwrotnie niż w pierwszej odsłonie. Po stracie gola widać było dodatkowe ujście powietrza, co potwierdził po spotkaniu trener Piotr Stokowiec.

"Jest ogromny problem mentalny. Nie tylko młodzi zawodnicy nie dźwigają presji. Presja zjada również liderów. Nie potrafimy zdobyć bramki, w pierwszej połowie mieliśmy sytuację Łakomego czy słupek po strzale Starzyńskiego, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. Największym problemem jest dojście do głów piłkarzy. To wygląda tak, jakbyśmy pchali autobus pod górę i nie mogli przyspieszyć. Na pewno się nie poddajemy i będziemy chcieli w Mielcu to odmienić" – mówił po meczu szkoleniowiec Zagłębia Lubin.