Atak pozycyjny, cierpliwie rozgrywanie akcji oraz odpowiednie zabezpieczenie defensywy - obie drużyny rozpoczęły to spotkanie z podobnym nastawieniem. Zarówno Real Madryt jak i Barcelona traktują Puchar Króla bardzo poważnie i dobrze wiedzą, że do dwumeczów trzeba podchodzić rozsądnie i z właściwą strategią.
Jednak z czasem na boisku było widać to, co przewidywano przed rozpoczęciem spotkania. Podopieczni Carlo Ancelottiego powoli przejmowali inicjatywę, a po kwadransie meczu mieli już wyraźną przewagę. Od samego początku ozdobą rywalizacji były pojedynki Viniciusa z Ronaldem Araujo - piłkarze walczyli z ogromnym zaangażowaniem, ale jednocześnie z wielkim szacunkiem do siebie. Po starciach często przybijali sobie piątkę i wymieniali uśmiechy.
W 12. minucie na Santiago Bernabeu zrobiło się głośniej. Do siatki trafił bowiem Karim Benzema, ale sędzia szybko pokazał, że napastnik znajdował się na pozycji spalonej.
W 24. minucie dotychczasowa dobra atmosfera zaczęła się psuć. Po jednym z pojedynków Vinicius był mocno zirytowany, że arbiter ukarał go żółtą kartką. Rzeczywiście walka była ostra, ale Brazylijczyk czuł się potraktowany zbyt surowo.
Chwilę później błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił Eduardo Camavinga. Ta trafiła do Ferrana Torresa, który prostopadłym podaniem obsłużył Francka Kessiego. Iworyjczyk oddał mocny strzał, futbolówka odbiła się jeszcze od Edera Militao, następnie Nacho i wpadła do bramki. Początkowo sędzia odgwizdał spalonego. Jednak po kilku sekundach i interwencji VAR odwołał tę decyzję, wskazując jednocześnie na środek boiska. Zespół Xaviego objął prowadzenie.
Do końca pierwszej połowy to Królewscy częściej gościli pod polem karnym rywali, ale brakowało im precyzji przy ostatnim podaniu i wykończeniu. Świetną okazję zmarnował m.in. Dani Carvajal. Obrońca otrzymał doskonałe podanie z lewej strony boiska, jednak jego uderzenie poleciało wysoko nad bramką Marca-Andre ter Stegena.
Konsekwentna Barcelona, Real bez żądła
Piłkarze gości mieli już zatem komfortowy wynik, dlatego w drugiej odsłonie meczu starali się kontrolować grę bez podejmowania zbędnego ryzyka. Z kolei zawodnicy Realu musieli atakować, aby jak najszybciej odrobić straty i powalczyć o zwycięstwo na własnym stadionie. W końcu akurat drużyna Ancelottiego jest znana ze spektakularnych powrotów i odwracania rezultatu na swoją korzyść.
Jednak w 72. minucie to gracze klubu z Katalonii mieli okazję do podwyższenia prowadzenia. Mocne uderzenie w stronę bramki oddał Kessie. Wydawało się, że fani Blaugrany za chwilę znów będą mieli powód do radości, ale w ostatniej chwili przypadkowo strzał został zablokowany przez... Ansu Fatiego.

W końcówce rywalizacji na murawie pojawili się m.in. Rodrygo oraz bohater ostatnich derbów Madrytu, Alvaro Rodriguez. Jednak nawet oni nie potrafili odwrócić losów tego spotkania.
Ostatecznie Barcelona pokonała Real 1:0 i zapewniła sobie dobrą zaliczkę przed rewanżem na Camp Nou, który odbędzie się piątego kwietnia.