Środowy etap, podobnie jak dzień wcześniej, był wymagający. Obejmował m.in. dwa trudne podjazdy – Passo del Tonale i Passo del Mortirolo – o łącznym przewyższeniu 3800 metrów. Del Toro, po wtorkowych problemach, tym razem spisał się znakomicie.
Na półtora kilometra przed metą, praktycznie już na zjeździe, "odskoczył" od Francuza Romaina Bardeta (Picnic-PostNL) i nowego wicelidera wyścigu Ekwadorczyka Richarda Carapaza (EF Education-EasyPost), którego wcześniej - razem z Francuzem - dogonił na szczycie ostatniego podjazdu.
Ostatecznie wyprzedził tych kolarzy o cztery sekundy, odnosząc swoje pierwsze zwycięstwo w Giro d'Italia. Kiedy uradowany przekraczał linię finiszu, ukłonił się efektownie kibicom.
Na 18. pozycji uplasował się aktywny i tradycyjnie wykonujący dużą pracę dla lidera Majka - ponad minutę za Meksykaninem, który na mecie podziękował polskiemu koledze z zespołu za wysiłek i wsparcie.
Del Toro został dopiero drugim w historii Meksykaninem, który wygrał etap w Giro - po Julio Alberto Perezie Cuapio w 2001 i 2002 roku.
"Wyobrażałem sobie, że mogę wygrać etap w różowej koszulce lidera. Giro jak dotąd układa się dla mnie bardzo dobrze" — podkreślił 21-latek po swoim zwycięstwie.
"Walka o podium jest niesamowita. Dzisiaj zdałem sobie sprawę, że nigdy się nie poddam. Zawsze będę próbował wygrać, nie mam nic do stracenia" - dodał.
W klasyfikacji generalnej ma teraz 41 sekund przewagi nad Carapazem. Na trzecie miejsce spadł dotychczasowy wicelider Simon Yates (Visma-Lease a Bike). Brytyjczyk traci do lidera 51 sekund.
Majka awansował na 16. lokatę - równo 18 minut za Del Toro.
Po górskich wspinaczkach kolarze trochę teraz odetchną. Czwartkowy etap będzie w większości płaski, choć na 144-kilometrowej trasie z Morbegno do Cesano Maderno nie zabraknie też kilku pagórków.