Drużyna Carlo Ancelottiego zaczęła półfinał Superpucharu z impetem, szybko budując przewagę nad rywalami. Valencia zdołała jednak przetrwać szturm i jeszcze przed końcem pierwszej połowy wyglądała na solidniejszą z dwóch półfinałowych drużyn.
Edinson Cavani testował umiejętności Thibauta Courtois kilkukrotnie, jednak Belg za każdym razem był górą. Tu trzeba mu oddać, że Cavani nie celował szczególnie daleko od środka bramki. Na przeciwnym biegunie był Karim Benzema, który pozostawał niewidoczny przez większość pierwszej połowy, za to wywarł wpływ wtedy, kiedy to było najważniejsze. Znaleziony przez Edera Militao, Francuz został przewrócony w polu karnym, po czym otrzepał się i wykorzystał jedenastkę, dając swojej drużynie przewagę przed przerwą.
Valencia z kolei nie mogła chyba lepiej wejść w drugą część spotkania, wyrównując wynik po 24 sekundach, złapawszy Real będący myślami jeszcze w szatni. Toni Lato posłał piłkę głęboko w pole karne, a Samuel Lino golem obudził zawodników Los Blancos.
Wyrównanie faktycznie ich ożywiło i zdołali ostudzić zapędy Valencii, za to nie bardzo umieli przekuć posiadanie w czyste sytuacje. Los Che byli gotowi na kontrolę gry przez Real i szukali swoich szans z kontry. Jednak, z końcem regulaminowego czasu, żadna z drużyn nie wyglądała na skorą do ryzyka, zwłaszcza że ewentualną szybszą grę torpedowały urazy piłkarzy.
W dogrywce Vinicius Junior szybko spróbował zmienić wynik, jednak Giorgi Mamardashvili idealnie wyczuł jego intencje przy strzale ze skraju pola karnego. Gruzin pod koniec pierwszych 15 minut interweniował ponownie, tym razem zatrzymując Valverde.
Wynik pozostał bez zmian, zatem o losach meczu musiały zdecydować karne. Tu doświadczenie Realu okazało się kluczowe – udało się wykorzystać komplet jedenastek. W zespole Valencii nie trafili za to Comert i Jose Gaya, co oznacza, że w niedzielę to Real zagra z Betisem lub Barceloną.

