Zaczął od gola decydującego o awansie do Ligi Mistrzów AFC, ale początek w lidze katarskiej okazał się trudny. Dziś Krzysztof Piątek robi swoje i zdobywa bramki dla Al-Duhail, potwierdzając formę z Turcji. W pierwszym wywiadzie od początku gry w Katarze rozmawiamy z napastnikiem reprezentacji Polski o nowej przygodzie, planach na przyszłość i wspomnieniach z niezapomnianego pobytu we Włoszech.
Po wyborze Kataru w letnim oknie transferowym, Krzysztof Piątek wzbudził pytania, czy mało rozpoznawalna w Polsce liga nie odetnie go od kadry narodowej. Napastnik wybrał grę w jednym zespole z Marco Verrattim czy znanym z Lazio Luisem Alberto, a pierwsze mecze wskazują, że forma strzelecka będzie argumentem w przypadku decyzji o powołaniach. Start nie był łatwy, dziś Piątek już okrzepł w krajowych rozgrywkach. Zapraszamy na rozmowę!
Flashscore: Rozmawiamy w bardzo dobrej atmosferze, ale z trzech pierwszych meczów ligowych Al-Duhail wyszło z jednym punktem i golem. Drużyna nie miała łatwego wejścia w sezon, a ty?
Krzysztof Piątek: Mogę powiedzieć, że nie było łatwo. Przede wszystkim sytuacja była niecodzienna dla mnie, bo graliśmy mecz eliminacyjny do Ligi Mistrzów – który był jednym meczem, nie było dwumeczu – jeszcze przed sezonem. Przygotowaliśmy się przez cały okres przygotowawczy tylko i wyłącznie na ten mecz. Nie patrzyliśmy na ligę, bo klub taki jak Al-Duhail musi grać w azjatyckiej Lidze Mistrzów. Czyli była ogromna presja na to, żebyśmy w niej zagrali.
Więc to nie kwestia zderzenia z katarskim sierpniowym upałem?
Zaczęliśmy obóz przygotowawczy tutaj, gdzie było bardzo gorąco. Pojechaliśmy do Holandii na trzy tygodnie. Po powrocie trenowaliśmy przez tydzień praktycznie cały czas na stadionie z klimatyzacją i nie odczuliśmy tego upału przed ligą, bo skupiliśmy się na meczu z Ligi Mistrzów. Zagraliśmy ten mecz i później wróciliśmy na normalne boiska, gdzie ten upał znowu dał się we znaki. Naprawdę pierwsze dwa mecze ja, a pod względem fizycznym chyba cała drużyna, nie czuliśmy się dobrze w tej pogodzie.
Ale od tego momentu passa się odmieniła i teraz w sześciu meczach masz cztery gole, już rywalizujesz o lidera klasyfikacji strzelców. Teraz jest już tak, jak byś chciał?
Wiesz, tak naprawdę to jestem cały ja. Przez parę meczów nie strzelę, a później w dwóch mogę strzelić nawet pięć, sześć bramek. I mogłem w ostatnich meczach mieć sześć bramek na koncie, gdyby wszystko wpadło. Tak było też w Turcji, tak jest teraz. Wiedziałem, że zacznę strzelać bramki, bo wiedziałem jaką mamy drużynę, jaką mamy jakość.
I ja też się dobrze czułem. Może przez te dwa, trzy pierwsze mecze, przez tę pogodę musiałem się trochę przestawić. Ale wiedziałem, że zacznę strzelać bramki. I ten start - sześć meczów, cztery bramki - wygląda dobrze. Gorzej, że te pierwsze trzy mecze nam uciekły jako drużynie. I teraz musimy gonić, bo powinniśmy być na przedzie tabeli z taką jakością.
W końcu jako drużyna jednak walczycie o odzyskanie tytułu, a nie o miejsce za podium.
Taki jest cel klubu. Obrał taką ścieżkę, ściągnął mnie czy innych wartościowych zawodników, żeby to mistrzostwo odzyskać. Wiadomo, jest też Al-Sadd, który tego mistrzostwa będzie bronił i, jak powiedziałem, my mamy lekki falstart. Ale jak to się mówi: nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz (śmiech). Mam nadzieję, że na koniec to my zdobędziemy mistrzostwo i będziemy się z tego cieszyć.

Fajnie jest być w spokojnym miejscu
We wcześniejszych wywiadach wspominałeś, że Doha to była przemyślana decyzja. Po aklimatyzacji podtrzymujesz przekonanie, że to dobre miejsce dla piłkarza?
Wiadomo, byłem już tutaj z reprezentacją Polski na mistrzostwach świata w 2022 roku i wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Podjęliśmy taką decyzję, bo wiedzieliśmy, że to spokojny kraj, przede wszystkim bardzo bezpieczny. Masz wszystko na miejscu, nie musisz nigdzie jeździć. Byliśmy przed podpisaniem kontraktu zobaczyć miasto i wszystko bardzo nam się podobało. Nic więcej nie trzeba, tylko dobrze się przygotować do meczu i grać.
Ale nie jest to Mediolan czy Stambuł pod względem gorączki piłkarskiej. Zresztą pamiętam, że już w Genui chodzili za tobą paparazzi. W spokojniejszym otoczeniu jest lepiej?
Fajnie jest być w spokojnym miejscu, ale też żeby nie było: kilka osób już mnie zaczepiało na mieście. A to spotkałem jakiegoś Włocha, turystów czy ludzi, którzy tu mieszkają i znają mnie z gry we Włoszech czy w Turcji. Przywitali się, powiedzieli, że na pewno nam się będzie tu dobrze żyło, że witamy w Katarze. Tak że też w Dosze mogę spotkać ludzi, którzy mnie rozpoznają. Ale na pewno nie jest to na takim poziomie, jakim było w Mediolanie czy w Genui.
Miasto to jedno, ale Qatar Stars League (QSL) ma niemałe plany. Dużo mówi się o Arabii Saudyjskiej, a w Katarze pod kątem sportowym też się dzieje. Ty jesteś częścią planu ekspansji, jak sam go odbierasz?
Przed przyjściem myślałem, że jest podobnie jak w Arabii: pieniądze za dobrych zawodników i granie. Ale patrząc szerzej na ich możliwości, jak chcą rozwijać kraj i ligę poprzez miejscowych zawodników, to robi wrażenie. Mają kompleks Aspire i młodzież, która ma wszystko do rozwoju.
Wszystko jest na wysokim poziomie i nawet u nas mamy dwóch, trzech chłopaków, którzy stamtąd wskoczyli do drużyny. Widać, jak wysokie mają umiejętności, jakie przygotowanie fizyczne. Nie tylko w kontekście ściągania zawodników, ale rozwoju talentów na miejscu idzie to w bardzo dobrym kierunku. Myślę, że w ciągu pięciu, może siedmiu lat liga będzie dużo czerpać z lokalnych zawodników, nie tylko z Europy.
Faktycznie, po mundialu rzadziej zerkamy na Katar, a przecież zostały nie tylko stadiony, ale ogrom infrastruktury rozwijanej od lat. I to dalej działa – w listopadzie mają się odbyć mistrzostwa świata U17, w grudniu Arab Cup, a sam wspominałeś o klimatyzowanych stadionach.
Infrastruktura jest przepotężna, naprawdę. Masz mnóstwo stadionów i nawet te spoza mistrzostw świata są klimatyzowane. Masz dużo centrów treningowych i nie wiem, czy w Europie jakieś miasto ma taką infrastrukturę jak Doha. Bo to przecież jedno miasto z wieloma kompleksami. Tego jest ogrom. Mamy wszystko, żeby rozwijać tę ligę, ten kraj pod względem piłkarskim. I idzie to w tym kierunku.

Musimy zdobyć jakieś trofeum w tym sezonie
Mówiłeś o zderzeniu termicznym, a ostatnio mieliście zderzenie z Al-Hilal, nazywanym azjatyckim Realem Madryt. Plejada gwiazd w składzie, pokonali was, ale wynik był na styku. Jak trudny to był mecz z perspektywy boiska?
No, na pewno nie był to łatwy mecz, bo graliśmy na wyjeździe. Ale na ile myślałem, że będzie ciężko, na tyle z boiska naprawdę się przeciwstawiliśmy. Mieliśmy swoje sytuacje, a przede wszystkim mieliśmy plan na ten mecz. Przy odrobinie szczęścia naprawdę mogło się skończyć remisem albo nawet mogliśmy sprawę przechylić na swoją korzyść przy lepszym szczęściu i lepszym rozegraniu sytuacji.
Poza Ligą Mistrzów krajowe rozgrywki są nietypowe. Liga katarska nie ma wielu zespołów, a duże znaczenie ma Puchar Emira. Które z trofeów ważyłoby więcej, gdyby udało się je zdobyć?
Na pewno chciałbym coś wygrać, bo taki jest mój cel tutaj. Przychodząc do klubu wiedziałem, że musimy jakieś trofeum zdobyć w tym sezonie. Presja jest duża i widać to w środku, w klubie. Chciałbym to zrobić, ale też dużo pracy przed nami. Mieliśmy ten falstart w lidze, gonimy czołówkę i jesteśmy na dobrej pozycji, żeby dogonić.
Specyficzny jest Puchar Emira, bo praktycznie grasz go na koniec sezonu, od końca kwietnia do końca maja. I musi być forma wstrzelona w końcówkę sezonu. Wtedy będziesz wiedział, czy jesteś w stanie coś ugrać. Jak mówię, na pewno chcemy zdobyć mistrzostwo i powalczyć o Puchar Emira, bo też jest ważny. Kto wygrywa Puchar Emira, ten gra w Lidze Mistrzów w następnym sezonie, to jedno miejsce jest tam właśnie przydzielone i na pewno chcielibyśmy to zrobić. Ale ja jestem też człowiekiem, który idzie małymi krokami. Każdy mecz jest ważny, potem następny, następny i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi.
Taką pracą mecz po meczu w Basaksehirze na przełomie roku byłeś o włos od serii 12 meczów z co najmniej jednym golem. A i tak strzeliłeś wtedy 16 goli i dołożyłeś trzy asysty. Chcesz szukać podobnej serii czy ważniejszy jest wynik drużynowy?
Wiadomo, przyszedłem tutaj z presją, żeby zdobywać ważne gole, które dadzą zwycięstwa. Przede wszystkim jestem napastnikiem i golami mogę pomóc drużynie, taki jest mój cel. Nie patrzę na liczbę goli, w każdym meczu chcę odcisnąć swoje piętno, pomóc drużynie i przede wszystkim chcę coś wygrać z drużyną. Jeśli mam strzelić pięć goli mniej, a wygramy mistrzostwo czy Puchar Emira, to ja to biorę w ciemno i nawet się nad tym nie zastanawiam. Moja dyspozycja jest bardzo ważna dla drużyny i wiem, że golami mogę przybliżyć klub do tego, żeby zdobył tytuł w tym sezonie.

Przede wszystkim uczę się na błędach
Pierwszą tak spektakularną serię zaliczyłeś w Genui. To był 2018 rok, a ostatnią kosmiczną serię kończyłeś w tym roku. Jest jakiś sposób, żeby wykręcać imponujące liczby niezależnie od wieku?
Na pewno doświadczenie i lata, które rozegrałem na różnych poziomach, w różnych krajach. Ale przede wszystkim uczę się na błędach. Bo wiesz, że po tej Genui czy po początku w Milanie później przyszły gorsze lata. Były kontuzje, były nietrafne zmiany klubów i też nie było tak kolorowo. Przede wszystkim odnalazłem swój spokój, taki wewnętrzny. Bo wiadomo, że na boisku musisz mieć spokój i co by się nie działo wierzyć w każdej sytuacji, że możesz odmienić los drużyny. To też przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem. Jak mówię, ostatnie lata to były zmiany klubów, mogłem się rozwinąć i w zasadzie miałem ten spokój.
W wywiadzie dla Meczyki.pl wspominałeś o pracy z psychologiem, łapaniu równowagi. Byłbyś w stanie oszacować, jak dużą rolę to odgrywa obok pracy na boisku?
Na pewno pomaga w dużym stopniu. Nie chodzi nawet o względy sportowe czy piłkarskie, tylko życiowe. Bo kiedy masz ten spokój, poukładane w głowie i życiu, to później wszystko procentuje na boisku i odnosisz lepsze wyniki. Tak było ze mną, musiałem zagłębić się w moją przeszłość, teraźniejszość, przyszłość i znalazłem ten spokój ducha, a później to odzwierciedlało boisko i strzelone bramki. Dużo, dużo zawdzięczam psychologowi i myślę, że to jest dziś normalna część naszej pracy: trening mentalny. Powinien być w każdym profesjonalnym klubie sportowym normalną jednostką treningową dla zawodników.
W Katarze też wszystko miałeś poukładane jeszcze przed przyjściem. Trenerowi Belmadiemu zależało na sprowadzeniu właśnie ciebie. Nastawiasz się na wypełnienie trzech sezonów kontraktu?
Taki jest plan, ale to zależy też od wyników. Wiadomo, że presja jest duża i na drużynie, i na mnie. Na razie czuję się dobrze, statystyki to potwierdzają. Zacząłem strzelać bramki, zaczęliśmy regularnie wygrywać mecze i jak tak dalej pójdzie, to taki jest plan. Ja chcę zdobywać z klubem trofea, chcę się pokazywać z jak najlepszej strony i wiążę przyszłość z tym klubem. Mam nadzieję, że nawet nie do końca kontraktu, tylko dłużej, jeśli wszystko się ułoży.
A w takim scenariuszu zdążysz zaliczyć Hiszpanię? Bo tę ligę wskazywałeś jako miejsce, w którym chciałbyś jeszcze zagrać.
Wiesz, w piłce nigdy nic nie wiadomo, w szczegółach nie możesz planować przyszłości nawet w najbliższej perspektywie, na następny rok. Bo nie wiadomo, co będzie. Jeśli będzie taka okazja i pomysł zagrać w Hiszpanii, to pewnie zagram. Ale dziś skupiam się tylko i wyłącznie na Al-Duhail, na tym sezonie, na następnych. W tym klubie mam dobry kontrakt i chcę zdobywać dużo bramek, zdobywać z nimi trofea.

O Milanie tylko pozytywnie
Nawiążmy jeszcze na moment do doświadczeń z Włoch. 28 września Milan gra z Napoli, przypomina ci to coś?
A gdzie grają, na San Siro? No to wiadomo! Ten fajny mecz, który zagraliśmy w Pucharze Włoch, w którym strzeliłem dwie bramki, wygrana 2:0. I mam nadzieję, że taki sam będzie wynik 28 września.
Początek przygody w Milanie był wybitny, skończyło się raczej gorzko. Jak z perspektywy czasu to wspominasz?
Na pewno wyłącznie pozytywnie, bo to jest klub marzeń. Zawsze byłem kibicem Milanu i mogłem ubrać ich koszulkę, zagrać na San Siro. To było marzenie od dziecka i zawsze będę wspominał ten pobyt świetnie, nigdy negatywnie. Nawet jak były jakieś negatywy – tak jak mówisz – na końcu, to ja zawsze będę wspominał ten czas jako najlepszy w karierze, bo zagrałem w klubie, w którym chciałem od dziecka zagrać i nie mogę wspominać tego źle.
Na pewno końcówka mogła się potoczyć inaczej, ja mogłem też może lepiej reagować, bo byłem młodym chłopakiem i nie miałem tyle doświadczenia. Klub też mógł inaczej reagować, po prostu jest jak jest. To już przeszłość, a ja mogę mówić o Milanie tylko pozytywnie, bo to wielki klub.

To był rok, w którym wydali na ciebie i Paquetę 70 milionów euro. Masz wrażenie, że brakło im cierpliwości i wiary w was?
To jest tak wielki klub, że musisz robić wynik tu i teraz, musisz wyglądać tu i teraz dobrze, bo w każdym momencie mogą cię wymienić i ściągnąć za kolejne 70 milionów jeszcze dwóch zawodników. To nie był dla nich nigdy problem i presja jest ogromna, bo to jeden z największych klubów na świecie, taka jest prawda.
Jak mówię, może ja mogłem inaczej zareagować, w końcówce presja była na tak dużym poziomie, że mogłem się spalić albo klub też mógł trochę przytrzymać ciśnienie. Tyle, było jak było. Ja i Paqueta na pewno nie żałujemy tego ruchu, bo zagraliśmy w świetnym klubie. Jak widać dalej mają problem z napastnikiem, regularnie zmieniają i nie mogą znaleźć takiego zawodnika, który by przez 5-6 lat grał i strzelał gole dla klubu. Bo to nie jest łatwe...
Skończmy pytaniem o innego znajomego sprzed lat. Twoja droga skrzyżowała się z jednym z najgłośniejszych laureatów ostatnie gali Ballon d’Or, Gianluigim Donnarummą. On wtedy miał raptem 20 lat, ale już pokazywał klasę. Jak go wspominasz?
Gigio... miałem styczność z wieloma bramkarzami, ale on jest jednym z najlepszych na świecie i to nie ulega żadnej wątpliwości. Jest świetny na linii, jest dynamiczny. Jak na jego gabaryty, z tak dynamicznym zawodnikiem na linii ciężko się spotkać. Zawsze z nim miałem dobry kontakt. Nawet ostatnio pozdrawialiśmy się w mediach społecznościowych, więc dla mnie jest jednym z najlepszych. Cieszę się, że zdobył Ligę Mistrzów z Paris Saint-Germain, zdobył nagrodę dla najlepszego bramkarza, bo tym najlepszym bramkarzem po prostu jest i na to zasługiwał.