Jeśli czegoś przed meczem Górnika z Piastem należało się spodziewać, to że nie będzie to wielkie widowisko. Bo choć obie drużyny miały o co walczyć, to ich postawa w tym sezonie nie wskazuje na skłonność do wielkich zrywów.
Owszem, Piast w październiku zdołał ograć Stal Mielec aż 3:0 na wyjeździe, ale pierwszy gol padł dopiero w dogrywce. Podobnie Górnik Łęczna – jeśli strzelał w Pucharze, to dopiero w okolicach 90. minuty lub w karnych. Szukanie nadziei na wielki mecz w wynikach spotkań ligowych również byłoby bezpodstawne. Obie drużyny prezentują się słabo i utrzymują bliżej dna tabeli swoich lig. Nawet jeżeli Górnik zdołał ostatnio ograć Wisłę Kraków przy Reymonta, to więcej w tym zasługi Wisły niż drużyny z Łęcznej.
Jeśli ta krytyczna ocena brzmi krzywdząco dla którejś z drużyn, to w pierwszej połowie zawodnicy postanowili pokazać, że nie jest na wyrost. Przez 45 minut działo się bardzo niewiele, może z wyjątkiem trącenia piłki przez obrońcę Wiktora Łychowydki, po którym trafiła ona w słupek bramki przez niego bronionej.
W drugiej połowie tempo było nieco żywsze i zarysowała się znaczna przewaga Piasta. Śląski zespół nie miał jednak sposobu, by zmienić wynik. Gostomski bronił solidnie, a zawodnicy Piastunek nie strzelali najlepiej. Gdy druga połowa miała się ku końcowi, wspomniany wcześniej Łychowydko został ukarany drugą żółtą kartką i usunięty z boiska.
Na dogrywkę Piast wyszedł więc w przewadze. Świadomi sytuacji piłkarze z Lubelszczyzny nie ryzykowali, a kiedy nadarzyła się okazja do strzału zza pola karnego w 102. minucie, świetnie wykorzystał ją Słoweniec Egzon Kryeziu. Górnik prowadził, a frustracja po stronie gliwiczan skończyła się usunięciem Dziczka z czerwienią na koncie tuż przed końcem spotkania.
W sezonie 2021/22 drużyna z Gliwic również odpadła na tym etapie, także nie strzeliwszy gola w meczu. Wtedy zwycięski był Górnik Zabrze, a dziś zabrzanie podzielili los Piasta w Kaliszu. Co ciekawe, rok temu Górnik Łęczna także awansował do ćwierćfinału.
