Więcej

Listkiewicz o Beehakkerze: należy do grona najlepszych selekcjonerów w historii polskiego futbolu

Leo Beenhakker i (z lewej) prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Michał Listkiewicz podczas konferencji prasowej we Wronkach, 13 listopada 2007 r.
Leo Beenhakker i (z lewej) prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Michał Listkiewicz podczas konferencji prasowej we Wronkach, 13 listopada 2007 r.Adam Ciereszko / EPA / Profimedia
Holender pracę z biało-czerwonymi rozpoczął latem 2006 roku, po niedanych mistrzostwach świata w Niemczech, gdzie prowadził drużynę Trynidadu i Tobago. Listkiewicz w rozmowie z PAP przypomniał, że już podczas tego turnieju, namówiony przez doradców, przeprowadził pierwszą rozmowę o przejęciu kadry w kawiarni w Hamburgu.

"Od pierwszego kontaktu byłem pod wrażeniem jego klasy i charyzmy. Od razu wiedziałem, że mam do czynienia z wybitnym trenerem. Mimo że polskie środowisko szkoleniowe nie było przekonane do jego osoby, zdecydowałem się go zatrudnić. To była wielka sprawa. Leo dokonał przełomu w polskim futbolu, jeśli chodzi o podejście do rywalizacji z najlepszymi. Powtarzał zawodnikom, że mogą grać na równi z Brazylijczykami czy Anglikami, muszą tylko w to uwierzyć. Odkrył dla reprezentacji wielu piłkarzy, którzy chyba nawet nie myśleli, że mogą wspiąć się na taki poziom, jak choćby Grzegorz Bronowicki czy Paweł Golański" - powiedział PAP Listkiewicz.

Były prezes PZPN zwrócił także uwagę na fakt, że Holender od początku zakładał, że jego sztab tworzyć będą głównie polscy trenerzy, gdyż chciał po sobie zostawić następców, aby jego idee były kontynuowane.

"Do tego grona można zaliczyć Dariusza Dziekanowskiego, Rafała Ulatowskiego, Bogusława Kaczmarka, Andrzeja Dawidziuka, Rafała Ulatowskiego, Radosława Mroczkowskiego, Jana Urbana i przede wszystkim Adama Nawałkę, który potem doprowadził reprezentację do największego sukcesu w tym wieku" - podkreślił.

Listkiewicz przypomniał też historię świadczącą o klasie i skromności Beenhakkera.

"W 2007 roku byliśmy razem w Montrealu na meczu reprezentacji Polski z Brazylią podczas mistrzostw świata drużyn do lat 19. Nasi sensacyjnie wygrali 1:0 po golu Grzegorza Krychowiaka. Po spotkaniu wszyscy dziennikarze rzucili się do Leo z prośbą o komentarz, a on odparł, że to nie jest jego sukces, a na wywiady, pochwały i gratulacje zasłużył Michał Globisz, który przygotował i poprowadził ten drużynę" - opowiedział.

Leo Beenhakker podczas meczu charytatywnego w 2017 roku
Leo Beenhakker podczas meczu charytatywnego w 2017 rokuRichard Sellers / PA Images / Profimedia

Były arbiter i działacz charakteryzując Beenhakkera zwrócił uwagę, że zawsze zachowywał się z klasą.

"Zawsze się elegancko ubierał, bo twierdził, że trener to zawód publiczny i nie może na mecze zakładać dresu czy t-shitu. Może sprawiał wrażenie wyniosłego i oschłego, ale miał świetne poczucie humoru. Nie chciał robić nikomu trudności, choć lubił pożartować z innych. Był bardzo szarmancki wobec kobiet, taki trochę staroświecki, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie widziałem go chyba nigdy wzburzonego. Gdy go wspominam, to przed oczami staje mi obraz człowieka, który siedzi w hotelowej kawiarni z cygarem, kieliszkiem whisky, zatopionego w myślach o zbliżającym się meczu" - opisał.

Według Listkiewicza pracę Beenhakkera w Polsce można podzielić na dwa etapy. Ten pierwszy związany z eliminacjami do mistrzostw Europy w 2008 roku był znakomity i dał kibicom najlepszy - jego zdaniem - mecz reprezentacji w tym wieku - wygrany na Stadionie Śląskim w Chorzowie z Portugalią 2:1 po dwóch golach Euzebiusza Smolarka.

"Potem ten jego zapał do pracy u nas osłabł. Bardzo bolały go ataki ze strony części polskich trenerów. Wypominano mu to zdanie o 'wychodzeniu z drewnianych chatek', które padło przecież w zupełnie innym kontekście" - zwrócił uwagę.

Listkiewicz przyznał, że w ostatnich latach Beenhakker żył w osamotnieniu, przestał chodzić na mecze i stało się to po nagłej śmierci Włodzimierza Smolarka, z którym był zaprzyjaźniony.

"Miałem z nim kontakt, składaliśmy sobie życzenia świąteczne. Powtarzał, że gdy będę w Rotterdamie, to jego drzwi stoją zawsze otworem. Miałem informacje o Leo od Jana de Zeeuwa, który był jego prawą ręką w Polsce. Wiadomości te były coraz gorsze, ale nie takie, aby spodziewać się, że już teraz odejdzie na zawsze" - zakończył Listkiewicz.

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen