Cała gala w Nowym Orleanie była zorganizowana pod Poiriera, który wywodzi się z tamtych okolic. 36-latek dał wiele radości swoim fanom w trakcie swojej barwnej kariery, a organizacja UFC zorganizowała mu ostatni pojedynek w karierze o rozrywkowy pas "BMF", który nie ma znaczenia sportowego, ale dodaje pikanterii pojedynkom głośnych nazwisk dla amerykańskiej publiki.
Była to trzecia konfrotnacja obu zawodników, a dwie poprzednie wygrywał Poirier - w 2012 i 2019 roku. Tym razem obaj panowie przewalczyli ze sobą pięć rund, w którym wypuścili setki ciosów w stronę rywala. Początek miał lepszy Holloway, który posyłał przeciwnika na deski w dwóch pierwszych rundach i wydawało się, że walka szybko może się zakończyć.
W końcówce trzeciej rundy to jednak Poirier zaskoczył hawajczyka, który wylądował na plecach po mocnym ciosie. W pozostałych rundach dochodziło do intensywnych wymian z obu stron, ale obaj trzymali się na nogach. O werdykcie zadecydowali sędziowie punktowi, a aż dwóch z nich widziało wygraną Holloway w czterech z pięciu rund, więc "Diament" musiał pogodzić się z porażką na zakończenie kariery.
W karcie przedwstępnej gali UFC 318 walczyło dwóch Polaków. W ramach kategorii ciężkiej Łukasz Brzeski skrzyżował rękawice z Ryanem Spannem. Polak został skończony gilotyną już w trzeciej minucie walki. Była to jego trzecia porażka z rzędu i szósta w siedmiu starciach pod egidą organizacji. Niewykluczone, że więcej w oktagonie UFC już go nie zobaczymy.
Wiele emocji polskim kibicom nie dał też Marcin Prachnio. W kategorii półciężkiej został on poddany balachą przez Jimmy'ego Crute'a - także w pierwszej rundzie. To trzecia porażka Polaka w czterech ostatnich walkach, co także nie wróży mu wielkiej przyszłości w UFC.