Nie tak dawno temu Adesanya był absolutnym dominatorem w kategorii średniej w UFC i był uznawany za jednego z najlepszych zawodników w UFC bez podziału na kategorie wagowe. Ostatnie lata nie są jednak najlepsze dla Nigeryjczyka, który przegrał aż cztery z ostatnich pięciu walk.
Zaczęło się od porażki z Alexem Pereirą, po której jednak "The Last Stylebender" odzyskał pas mistrzowski z rąk Brazylijczyka i wrócił na tron. Od tamtego momentu tylko jednak przegrywał - z Seanem Stricklandem, znanym z KSW Dricusem Du Plessisem, aż wreszcie na wczorajszej gali z Imawowem.
Adesanya zaczął bardzo dobrze i w pierwszej rundzie radził sobie świetnie z siedem lat młodszym rywalem, który jest na fali. Świetnie kontrolował próby obaleń, kopał nogi rywala i dobrze wszedł w pojedynek. W drugiej rundzie został jednak trafiony, posłany na deski, a Imawow zasypał go lawiną ciosów, przez co sędzia zdecydował się przerwać pojedynek. Dla Francuza to najważniejsze zwycięstwo w karierze.
Gala w Rijadzie nie miała może swojego numeru, co odbierało jej sporo prestiżu, ale jednak była zagraniczną galą z udziałem byłego mistrza i gwiazdy organizacji, więc na pewno skupiała uwagę dużej publiczności. Obecność w pierwszym rzędzie Cristiano Ronaldo też na pewno wpływała pozytywnie na jej odbiór, ale sportowo zawiodła.
Walka wieczoru była oczywiście emocjonująca, a kibice dostali upragniony nokaut, ale wcześniejsze walki nie sprostały oczekiwaniom. Siergiej Pawłowicz pokonał bowiem na punkty Jairzinho Rozenstruika, podczas gdy fani spodziewali się, że zawodnicy wagi ciężkiej skończą pojedynek dużo szybciej i w dużo bardziej atrakcyjnym stylu. W drugiej najważniejszej walce wieczoru nieoczekiwanie Michael Page odebrał zero z bilansu porażek Szarabutdinowi Magomiedowowi. Brytyjczyk wygrał na punkty.