Więcej

Newcastle z wielkim sukcesem. Liverpool pokonany w finale Pucharu Ligi

Newcastle z wielkim sukcesem. Liverpool pokonany w finale Pucharu Ligi
Newcastle z wielkim sukcesem. Liverpool pokonany w finale Pucharu LigiGLYN KIRK/AFP
Kończący się właśnie tydzień to zdecydowanie najgorszy czas w tym sezonie dla piłkarzy i kibiców Liverpoolu. We wtorek The Reds odpadli z Ligi Mistrzów już na etapie 1/8 finału, a dzisiaj polegli na Wembley z Newcastle w finale Pucharu Ligi Angielskiej 1:2.

Rozgrywki te nie należą może do najbardziej prestiżowych w kalendarzu, ale dla obu rywalizujących dzisiaj zespołów ewentualne zdobycie trofeum byłoby bardzo ważną kwestią. Liverpool chciał zmazać plamę po porażce z Paris Saint-German w dwumeczu Ligi Mistrzów oraz zapewnić Arne Slotowi pierwsze trofeum w czasie pracy na Anfield, a Newcastle walczyło o pierwszy krajowy puchar od sezonu 1954/55. Warto dodać, że Sroki przegrały finał Carabao Cup przed dwoma laty z Manchesterem United i dzisiaj chciały wyciągnąć wnioski z tamtego meczu. 

Spotkanie nie rozpoczęło się od szturmu żadnej ze stron, a stres zawodników związany choćby z obecnością na Wembley 90 tysięcy kibiców na pewno wpływał na nerwowość panującą na boisku. Brakowało świetnych okazji, pięknych zagrań czy interwencji bramkarskich, ale widać było, że pewniej na murawie czują się podopieczni Eddie'ego Howe'a, którzy częściej bywali w okolicy bramki Caoimhina Kellehera niż ich rywale w szesnastce Nicka Pope'a.

Tuż przed gwizdkiem na przerwę starania drużyny z północy Anglii przyniosły efekt. Kieran Trippier nie pierwszy raz dzisiejszego dnia posłał delikatne długie dośrodkowanie z rzutu rożnego na dalszy słupek, gdzie na piłkę czekał wysoki Dan Burn. Tym razem Anglika krył w tym miejscu dużo niższy Alexis Mac Allister, a stoper Newcastle oddał precyzyjny strzał, z którym nie poradził sobie irlandzki bramkarz i mimo wszystko niespodziewanie to zawodnicy Newcastle schodzili na przerwę z prowadzeniem. 

Ciężko podejrzewać jednak, by Howe w szatni ostudził głowy swoich piłkarzy i nakazał bronienie wyniku. Zaledwie pięć minut po wyjściu na drugą połowę piłka znów wylądowała w siatce Kellehera, ale sędzia słusznie dopatrzył się w tej sytuacji minimalnego spalonego Alexandra Isaka, który umieszczał piłkę w bramce. 

Minutę później stało się jednak to, co unosiło się w powietrzu - Sroki podwyższyły prowadzenie. Jacob Murphy zgrał w polu karnym piłkę do Isaka, a Szwed doskonale wiedział co z nią zrobić i miał swojego gola w finale.

Liverpool był w tym momencie zupełnie bezradny. Gracze Slota do tej pory nie stworzyli sobie tak naprawdę żadnej porządnej okazji na gola, ofensywa The Reds była zupełnie niewidoczna, a nagle musieli oni odrobić dwie bramki straty, by móc myśleć o wygraniu trofeum. 

Holenderski trener szybko podjął odważne decyzje, ponieważ posłał na plac gry Darwina Nuneza i Curtisa Jonesa, a po kilkunastu kolejnych minutach wprowadził na boisko także Harveya Elliotta, Federico Chiesę i Cody'ego Gakpo. Liczył więc, że w znacznym stopniu odmieniona drużyna będzie w stanie gonić wynik. 

Pobyt na boisku nowych zawodników zaczął się naprawdę obiecująco, bo tak naprawdę w pierwszej swojej akcji Jones pewnie wszedł z piłką na połowę rywala, rozrzucił piłkę do boku, a następnie sam oddawał bardzo mocny strzał z kilkunastu metrów od bramki. Wtedy jednak swój moment tego finału miał Pope, który instynktowną obroną ręką uchronił swój zespół przed stratą gola. 

Zawodnicy Newcastle nie zamierzali chować się jednak za podwójną gardą i szybko przypomnieli, że też są w stanie wciąż zagrażać liderom Premier League. Harvey Barnes przyjął podanie na wolne pole w szesnastce Liverpoolu, zgrał do będącego w świetle bramki Isaka, a ten przegrał pojedynek sam na sam z Kelleherem, przez co z kolei to Irlandczyk utrzymał swój zespół w grze. 

Bliżej końca regulaminowego czasu gry prowadzący zespół grał coraz bardziej zachowawczo, a The Reds naciskali, bo przecież co innego im w takim momencie zostało? Bardzo długo nie mogli jednak strzelić choćby kontaktowego gola, a udało im się to dopiero za sprawą strzału Chiesy w czwartej minucie czasu doliczonego. Włoch posłał płaski strzał w sytuacji sam na sam, ale radość fanów Liverpoolu była stłumiona, bo początkowo w tej sytuacji został odgwizdany spalony. Dopiero analiza VAR wykazała, że gol został zdobyty prawidłowo. 

Podopieczni Howe'a wytrzymali jednak psychicznie tę jakże ciężką końcówkę i spełnili marzenia całego miasta o trofeum w klubowej gablocie. Alan Shearer wiwaotwał na trybunach Wembley, piłkarze kładli się z radości na murawie, a fanów klubu znad rzeki Tyne czeka bardzo przyjemna długa podróż do domu. 

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen