Deszczowy wieczór w Madrycie był momentem szansy Atletico na objęcie – choćby na chwilę – pierwszego miejsca w lidze hiszpańskiej. O ile niebo mogło płakać nad porażką Realu Madryt w Sewilli, o tyle Cholo Simeone na pewno chciał skorzystać z okazji i pokonać Athletic Bilbao.
Sprawdź szczegóły meczu Atletico - Athletic

Początkowe minuty wskazywały na wyraźną przewagę gospodarzy, tyle że nie byli w stanie skutecznie znaleźć drogi do bramki gospodarzy. To Baskowie pierwsi byli bliscy powodzenia, gdy w 11. minucie Inaki Williams poważnie przetestował refleks Jana Oblaka. Po nim o włos od otwarcia wyniku był De Galarreta, lecz jego strzał odbił się od dwóch zawodników Atletico i zgasł przed bramką. Piłkarze Athleticu też blokowali uderzenia gospodarzy, tylko do przerwy trzykrotnie.
A ponieważ cierpliwość Simeone ma swoje granice, trener Colchoneros zdjął kwadrans po przerwie nieskutecznych Griezmanna i Sorlotha, odpowiedzi szukając w Correi i Julianie Alvarezie. Za swojego syna wprowadził z kolei Marcosa Llorente i to właśnie on z Alvarezem okazali się decydujący już po kilku minutach. Hiszpan poszedł prawą flanką i wypuścił bardziej centralnie biegnącego Argentyńczyka, a ten bezbłędnie po ziemi pokonał Unaia Simona.
Lehoiak szukali wyrównania ambitnie i nieustępliwie, ale ilość pecha wydawała się trudna do uwierzenia. Tylko przy jednej sytuacji – rzucie wolnym na kwadrans przed końcem – Prados główkę posłał w słupek, a Inaki Williams potężnie dobijał w poprzeczkę. Tę samą poprzeczkę ustrzelił z 18 metrów w 82. minucie, po rykoszecie od jednego z gospodarzy.
Colchoneros nie grali wielkich zawodów, jednak los im wyraźnie sprzyjał. Przetrwali okres wzmożonych ataków Basków i w 88. minucie Julian Alvarez mógł zakończyć mecz drugim golem z rzutu wolnego. Unai Simon tym razem nie dał mu satysfakcji świetną obroną. W doliczonym czasie rytm wyznaczała już nie gra, lecz gromkie śpiewy widowni na Metropolitano. Atletico zrobiło swoje i zostaje - co najmniej do jutra - liderem.
