Trener gości Ernesto Valverde na mecz z Królewskimi od pierwszych minut postawił na piłkarzy, którzy w ciągu sezonu pełnili głównie rolę rezerwowych. Drużyna z Bilbao ma już bowiem niemal zapewnione miejsce w Lidze Mistrzów, ale niedługo zmierzy się z Manchesterem United o finał Ligi Europy, który zostanie rozegrany właśnie na ich ukochanym San Mames. Zupełnie poważnie to spotkanie potraktował za to Ancelotti, gdyż LaLiga to po odpadnięciu z Ligi Mistrzów jedna z dwóch szans na zakończenie sezonu z trofeum.
Zgodnie z wszelkimi przewidywaniami Los Blancos szybko osiągnęli znaczącą przewagę, po pierwszym kwadransie statystyka posiadania piłki wynosiła 73,4% na ich korzyść. Niewiele jednak z tego wynikało, gdyż zawodnikom ofensywnym brakowało skuteczności - strzał Jude'a Bellinghama został zablokowany, a Vinicius przy kilku próbach nie zachował precyzji.
Mimo wycofanej postawy goście także szukali swoich szans, głównie po kontratakach. W ofensywie aktywny szczególnie był Gorka Guruzeta, ale i on dwukrotnie nie zdołał trafić w bramkę.
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od doskonałej okazji Rodrygo. Po efektownej wymianie Brazylijczyk przejął piłkę w polu karnym, ale jego podkręcony strzał ostatecznie minął słupek bramki Unaia Simona. Już w kolejnej akcji błysnął Eduardo Camavinga, jednak i on po minięciu defensywy posłał futbolówkę nad poprzeczką. Skutku nie przynosiły także liczne próby z dystansu w wykonaniu Federico Valverde.
Real wciąż atakował, regularnie goszcząc w polu karnym Atheltiku. Tuż po upływie godziny gry dwie idealne szanse zmarnował Bellingham. Anglik najpierw główkował po efektownym dośrodkowaniu Viniciusa, a później po rzucie rożnym - w pierwszym przypadku refleks zaprezentował bramkarz, a w drugim znów zabrakło celności.
Nieustępliwy Valverde
Wydawało się, że w 80. minucie Królewscy w końcu dopięli swego, kiedy po indywidualnym rajdzie piłkę w siatce umieścił Vinicius. Sędzia nie uznał jednak gola, gdyż w tej samej akcji na spalonym znalazł się wprowadzony chwilę wcześniej Endrick.

Wkrótce doszło również do kontrowersyjnej sytuacji, kiedy w szesnastce kopnięty przez obrońcę został Bellingham. Mimo protestów graczy Realu gwizdek sędziego tym razem milczał.
Rozpoczął się doliczony czas gry, a Simona do wysiłku znów zaczął zmuszać Valverde. Przy pierwszej "rakiecie" Urugwajczyka górą był bramkarz, ale już po chwili Hiszpan był bez szans. W 93. minucie Valverde dopadł do futbolówki w polu karnym i w swoim stylu potężnym kopnięciem zapewnił Królewskim niezwykle cenne trzy punkty.