W drugiej części naszej rozmowy (pierwszą część możesz przeczytać tutaj) Vicente del Bosque wspomina swoje czasy jako trener Realu Madryt i słynnych 'Los Galacticos'.
Pytanie: Porozmawiajmy o Galacticos. Na pewno pan to pamięta...
Odpowiedź: "Nie, nie, nie, zanim zadasz jakiekolwiek pytanie, chcę tylko powiedzieć, że chciałbym być dobrym byłym szefem – albo przynajmniej się starałem! Wystarczy, że Real przegrał 2:5 (w derbach z Atletico), a jeśli zacznę mówić o Realu, ludzie powiedzą: 'O, teraz mówi o Realu (po porażce)', więc nie, nie będziemy rozmawiać o tym meczu".
P: Nie będziemy rozmawiać o tym spotkaniu, Don Vicente, proszę się nie martwić! Chciałbym jednak dowiedzieć się, jak to było prowadzić młodego zawodnika, na przykład Nicolasa Anelkę, bo w swojej karierze musiał pan zarządzać silnymi osobowościami. Jak wyglądała współpraca z nim?
O: "Był chyba jednym z tych piłkarzy, którzy tacy właśnie byli – nie bardziej uparty (od innych), mniej emocjonalny, choć nie sprawiał nam zbyt wielu problemów. To był dobry chłopak, a mimo że przez tydzień czy dwa był poza grą z powodu drobnego urazu, pomógł nam zdobyć mistrzostwo Europy. Tego nie można zapomnieć. Mam do niego duży sentyment, ale cóż, każdy z nas ma jakieś wady".

P: Czy coś się zmieniło w szatni po przyjściu Figo z Barcelony?
O: "Myślę, że został dobrze przyjęty. W piłce nożnej są rzeczy, które wydają się niemożliwe. Piłkarz z Barcelony, z całym uczuciem, jakim darzyli go kibice Barcelony, nagle trafia do Madrytu – to może być szok. Ale trzeba do tego podejść spokojnie. Takie sytuacje zdarzały się w obie strony – Luis Enrique, niedługo przed nim, też odszedł z Madrytu. Piłkarze (którzy zmieniali kluby) przed nim czy po nim, teraz nie pamiętam dokładnie, ale takie transfery miały miejsce w obie strony."
P: Czy wyobraża pan sobie takie transfery w dzisiejszym futbolu? Że zawodnik Barcelony przechodzi do Realu lub odwrotnie?
O: "Tak, tak, myślę, że to możliwe. Może się to zdarzyć, nie mam teraz świeżo w pamięci konkretnego przykładu, ale mam wrażenie, że w każdej chwili taki transfer może się wydarzyć. Po tym, co przeżyliśmy z Figo, nie byłoby to dla nas czymś dramatycznym."
P: Zmieniając temat... Zidane jako piłkarz i Zidane jako trener – co ich łączy?
O: "Mogę wypowiedzieć się tylko o Zidanie jako piłkarzu. Był jednym z największych transferów klubu i znakomitym zawodnikiem. Wymagał bardzo dużo od siebie, ale też od kolegów z drużyny. Szczerze mówiąc, na początku miał trudności z aklimatyzacją. Przyszedł z Włoch (Serie A), gdzie gra się inaczej i inaczej podchodzi do treningów. Myślę, że na początku było mu trudno się przystosować. Ale gdybyśmy dziś zapytali go, w którym klubie czuł się lepiej – w Juventusie czy w Realu Madryt – sądzę, że odpowiedziałby, że w Realu Madryt. Tak myślę".
P: Ostatnio rozmawialiśmy z Rubenem de la Redem, który powiedział nam, że Zidane, choć wydaje się poważny, ma poczucie humoru i był bardzo pogodny w szatni. Czy pan miał podobne odczucia?
O: "Tak, tak, oczywiście. Był rozważny, spokojny, ale bardzo wyrazisty, co pozwalało lepiej zrozumieć piłkarzy. Każdy z nas jest inny. Najważniejsze, by zawodnicy dawali z siebie wszystko i myśleli o drużynie".
P: Zidane miał inny charakter niż na przykład Ronaldo (Nazario), jego były kolega z drużyny. Ronaldo powiedział, że był pan trenerem, który najlepiej go rozumiał. Co to dla pana znaczy?
O: "Rozumiałem go doskonale, tak, tak, tak. Uważam, że bardzo ważne jest, by w szatni panowała serdeczna, przyjazna atmosfera i żeby wszyscy się dogadywali. Zdrowe środowisko pracy jest kluczowe, by osiągać wyniki. Po co mamy cały czas krzyczeć i być na nich złym? Nie. Trzeba akceptować ich takimi, jacy są. A Ronaldo, moim zdaniem, jest przykładem piłkarza, który musiał być szczęśliwy, żeby dobrze grać w piłkę".
P: Widzę uśmiech na pana twarzy, gdy pan o nim mówi. Domyślam się, że szatnia była naprawdę radosna, gdy ci piłkarze tam byli?
O: "Tak, tak, oczywiście, że tak. W ogóle mi to nie przeszkadzało, bo był posłuszny i chciał czerpać radość z gry. Piłkarze też mają prawo cieszyć się futbolem, a każdy trener chce, by jego zawodnicy czerpali przyjemność z gry".