W grudniu Atletico upokorzyło Barcelonę w doliczonym czasie, w lutym wydarło remis w niemal identycznych okolicznościach. Ekipa Cholo Simeone wobec rywali z Katalonii radzi sobie w ostatnich meczach bardzo dobrze i w niedzielnym meczu 28. kolejki spodziewaliśmy się kolejnego wielkiego widowiska.
Sprawdź szczegóły meczu Atletico – Barcelona

Do przerwy pozostał niesmak
Dostaliśmy coś zgoła odmiennego. Jeśli półfinał Copa del Rey (4:4) był jak soczysta pieczeń, to pierwsza połowa na Metropolitano długo wyglądała na zimną parówkę z dyskontu. Owszem, zaczęło się obiecująco, od kąśliwego uderzenia Lamine’a Yamala w 5. minucie, który posłał piłkę obok słupka. To był symptom zdecydowanie gorszego dnia młodego fenomenu, który regularnie nie trafiał, choć i Robert Lewandowski nie zdołał zagrozić Janowi Oblakowi po kwadransie, gdy głową oddał jedyny celny strzał Barcy do przerwy.
Znacznie więcej pracy Polak wykonywał w obronie, choćby blokując strzał Samuela Lino kilka minut później. Tuż po jego interwencji Wojciech Szczęsny wykazał się niezłą obroną, choć sygnalizacja spalonego pewnie dodatkowo uspokoiła go po fakcie. I dopiero w ostatnich sekundach pierwszej części dało się poczuć smak widowiska. Wpierw, w 44. minucie, Robert Lewandowski wszedł z piłką lewą stroną i powinien był zdobyć gola, tymczasem spudłował. Wznowienie przez Oblaka poprowadziło piłkę na drugą połowę, gdzie Giuliano Simeone odegrał do wchodzącego środkiem Juliana Alvareza, a ten nie dał Szczęsnemu szans i golem do szatni skończył połowę.
Ale w końcu dostaliśmy ucztę
Druga połowa zaczęła się od kolejnej obiecującej, choć niecelnej próby Yamala, ale fajerwerki zaczęły się dopiero po godzinie. Simeone wprowadził Gallaghera i kryptonit Barcelony – Alexandra Sorlotha. Po drugiej stronie weszli w rewanżu Ferran Torres i Eric Garcia, a chwilę później świetna akcja lewą stroną skończyła się podaniem Conora Gallaghera do Sorlotha, który podwoił prowadzenie Atleti z najwyższą łatwością.
Piłkarze Barcy sugerowali rękę De Paula i choć mieli rację, to gol nie znikł z tablicy wyników – VAR uznał przewinienie za mające miejsce jeszcze przed przejściem Atletico do akcji, a w takiej sytuacji VAR nie może zmienić decyzji z boiska. Barcelona na kolanach? Nie, natychmiast udało się odpowiedzieć, kiedy długa wrzutka z lewej od Inigo Martineza znalazła Roberta Lewandowskiego. Przyjął klatką i huknął potężnie, zapewniając kontakt.
Minęło niewiele ponad pięć minut, gdy Raphinha mocnym uderzeniem znalazł głowę Ferrana Torresa, a ten zapewnił Dumie Katalonii wyrównanie i wstrzyknął kolejną dawkę energii w mecz, którego niezdarna pierwsza połowa poszła już w zapomnienie.
Atletico karciło już Barcelonę w końcówkach, ale dziś impet był po drugiej stronie. Duma Katalonii nie zamierzała odpuścić do samego końca i w doliczonym czasie pokazali się ci, którym niewiele w tym meczu wychodziło. Pedri odnalazł Yamala, a ten strzelił ze sporego dystansu. Piłka, podbita wysoko przez obrońcę Atleti, wpadła za kołnierz leżącego Oblaka i dała prowadzenie Barcelonie. Blaugrana jako pierwsza w sezonie ligowym 24/25 zdobyła Estadio Metropolitano i zrobiła to w efektownym stylu, bowiem czwartego gola rozbitym już rywalom wpakował w ostatniej akcji meczu Ferran!
