Legia od kilku tygodni pogrążona jest w kryzysie. Warszawski zespół przegrał trzy kolejne mecze - u siebie 0:1 z Samsunsporem w Lidze Konferencji oraz na wyjazdach w lidze z Górnikiem Zabrze i Zagłębiem Lubin po 1:3. Te wyniki mocno zachwiały pozycją trenera Iordanescu, który według nieoficjalnych informacji w poniedziałek miał się podać do dymisji, chociaż klub to później zdementował. Rumun na pewno poprowadzi Legię w czwartek i zapewne w niedzielę przeciwko Lechowi Poznań, ale jego przyszłość może zależeć od wyników tych spotkań.
Iordanescu przyznał, że obecna sytuacja nie jest dla niego łatwa.
"Nie lubię zbyt wiele mówić o sobie i nie czuję się w tym komfortowo. Czasem jednak trener musi to zrobić. Jestem szkoleniowcem, który poznał smak sukcesu i to zarówno w klubach, jak i w reprezentacji. Ciężko pracowałem na każdy z tych momentów. Kilka razy byłem wybierany w Rumunii trenerem roku przez kibiców, dziennikarzy, piłkarzy. To były dla mnie powody do dumy. Walczyłem o trofea, zdobywałem trofea, zdobywałem mistrzostwo kraju. Wiem, jak wygląda budowanie zwycięskiej drużyny i jak wielka presja towarzyszy takim projektom. Zarówno praca w reprezentacji, jak i w dużych klubach zawsze oznaczała presję. Dziś też tej presji doświadczam, bo nie jesteśmy w miejscu, w którym wszyscy chcielibyśmy być. Nie mamy wyników, które dają poczucie sukcesu. Ale jestem na tyle dojrzały i odpowiedzialny, aby zawsze na pierwszym miejscu stawiać klub i drużynę. Tak po prostu powinno być" - podkreślił.

Rumuński szkoleniowiec wyjawił także, że kwestie finansowe nigdy nie były dla niego istotne podczas negocjacji kontraktu z Legią.
"Nie przyszedłem tutaj dla pieniędzy, tylko dla wyzwania, aby walczyć o trofea. Miałem oferty, w których mógłbym zarabiać dziesięć razy więcej niż w Legii. Ale to nie był dla mnie argument. Prawda jest taka – przyjąłem to wyzwanie, bo chciałem coś tutaj zbudować" - stwierdził.
Dodał, że w jego kontrakcie sam chciał umieścić zapisy, które nie blokowałyby klubu w podejmowaniu decyzji.
"Jeśli ktoś uzna, że zmiana trenera to najlepsze rozwiązanie dla Legii – jestem na to otwarty. Od początku naszej współpracy starałem się być szczery i transparentny. Tak było, gdy tu przychodziłem, i tak będzie do ostatniego dnia mojej pracy. Nie ukrywam, że to nie jest łatwe. Wciąż jestem stosunkowo młodym trenerem, mam przed sobą przyszłość i ambicje. Ale interes klubu zawsze musi być najważniejszy" - zapewnił.
Dodał także, że skoro dzisiaj jest obecny w Krakowie, to taką decyzję podjął klub.
"Więcej informacji w tej sprawie powinna przekazać Legia, bo to jej decyzja. Ja mogę jedynie podsumować to, co się wydarzyło do tej pory" - zastrzegł się.

Zdaniem Iordanescu Legi dobrze zaczęła sezon, realizowała cele, zdobyła Superpuchar i awansowała do fazy ligowej Ligi Konferencji, ale od przegranego 1:3 meczu z Górnikiem Zabrze wszystko zaczęło iść źle, choć jego zdaniem zespół powinien w ekstraklasie mieć, pięć, sześć punktów więcej. Przyznał także, to najbardziej pechowy okres w jego trenerskiej karierze.
"Wszyscy pytają o pomysł na wyjście z kryzysu, ale przecież ten sam człowiek, który siedzi teraz przed wami, przygotowywał mecze z Lechem Poznań, Rakowem Częstochowa czy Jagiellonią Białystok. Razem ze sztabem wkładamy w to całą wiedzę, pasję i energię. Analizujemy rywali, przygotowujemy plan, dbamy o każdy detal, aby drużyna była gotowa na każde wyzwanie" - zapewnił.
Iordanescu z uznaniem wypowiadał się o czwartkowym rywalu.
"Szachtar to bardzo silny zespół, o dużej jakości indywidualnej. Połowa zawodników to piłkarze z Ameryki Południowej, głównie Brazylijczycy, którzy wnoszą kreatywność i technikę. Druga połowa to Ukraińcy – solidni, dobrze zorganizowani taktycznie. Szachtar to w pewnym sensie zespół podobny do nas, bo chce dominować, posiadać piłkę, kontrolować przebieg gry" - ocenił.
Szkoleniowiec Legii zadeklarował, że mocno wierzy w swój zespół.
"Czeka nas bardzo trudne spotkanie, ale kluczowe będzie, żebyśmy zagrali jako drużyna, z pełnym zaangażowaniem każdego zawodnika. Potrzebujemy determinacji, pracy, wysiłku, ale też osobowości. Musimy mieć odwagę grać, utrzymywać się przy piłce, tworzyć sytuacje i je wykorzystywać" - podsumował.

Czołowy piłkarz Legii - Paweł Wszołek zgodził się, że takiemu klubowi jak Legia nie przystoi przegrać trzech meczów z rzędu.
"Czujemy z tego powodu dużą frustrację, sportową złość. Jednocześnie cieszymy się, że już w czwartek możemy zagrać kolejne spotkanie. Mieliśmy w szatni męskie rozmowy. Trzeba wrócić do podstaw, do gry na dwa, trzy kontakty. Ta drużyna ma jakość i jeśli przełoży to, co prezentuje na treningach na mecze, jestem spokojny, że możemy zacząć wygrywać seriami. Każdy z nas musi dawać z siebie maksa i to, co ma najlepsze. Trzeba zostawić serce na boisku" - stwierdził, dodając że sezon się jeszcze nie skończył, zdobycie mistrzowskiego tytułu jest wciąż możliwe, a nie pomogą w tym zmiany trenerów co miesiąc.
Odnośnie do meczu z Szachtarem Wszołek wyraził nadzieję, że drużyna podniesie się.
"Rozegrajmy dobry mecz, choć nie wiem, czy wygramy, bo to mocny rywal, do którego podchodzimy z pokorą" - przyznał.
Mecz Szachtar - Legia odbędzie się w czwartek o godzinie 18.45.