Olympique Marsylia i Gattuso zaczęli idealnie na Stadionie Ludwika II, gdy dwaj pozyskani latem zawodnicy połączyli siły już w pierwszej minucie: Iliman Ndiaye strzelił swojego pierwszego gola dla klubu po dośrodkowaniu Pierre'a-Emericka Aubameyanga.
Ich radość nie trwała jednak długo, gdyż już siedem minut później Monaco wyrównało za sprawą niskiego strzału Maghnesa Akliouche, który był drugim golem 21-latka w seniorskich rozgrywkach.
W elektryzujących 25 minutach goście uderzyli ponownie, gdy środkowy obrońca Samuel Gigot pięknie posłał do siatki piłkę bitą przez Ndiaye z linii bocznej. Folarin Balogun odpowiedział kilka chwil później silnym uderzeniem w dolny róg - człowiek, który ma coś do udowodnienia po dwóch nieudanych rzutach karnych w ostatni weekend.
Akliouche został następnie pozbawiony swojej drugiej bramki po imponującej podwójnej obronie Pau Lopeza, a obie strony próbowały złapać oddech, gdy niesamowita połowa dobiegła końca. Druga część rozpoczęła się podobnie jak poprzednia, gdy Akliouche w końcu zdobył swoją bramkę w ciągu kilku pierwszych minut - półwolejem w dolny róg. To on po raz pierwszy tego wieczoru wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.
Chaotyczny charakter meczu został podsumowany tuż po godzinie gry, gdy Vanderson w ostatniej chwili uniemożliwił Aubameyangowi wyrównanie, zanim Monaco szybko kontratakowało i prawie zdobyło czwartą bramkę. Wysiłek kapitana Wissama Ben Yeddera został raz jeszcze dobrze zniweczony przez Lópeza w bramce.
Akliouche zszedł z boiska przy owacji na stojąco na 15 minut przed końcem i naprawdę wykorzystał swoją szansę - to był pierwszy mecz, w którym Adi Hutter dał mu miejsce w wyjściowej jedenastce.
Druga połowa była bardziej agresywna fizycznie, z mniejszą liczbą okazji - obie drużyny otrzymały w sumie siedem kartek - a Monaco utrzymało komplet punktów i przedłużyło niekorzystną passę Marsylii (siedmiu meczów bez zwycięstwa w lidze). Z pewnością były pewne pozytywne oznaki dla gości w pierwszym meczu Gattuso, po kaskadzie złych wiadomości w ostatnim czasie.
