Już na początku eliminacji Anglii autor tego tekstu twierdził, że nie dowiemy się, czy zespół Tuchela jest wystarczająco dobry, by wygrać mistrzostwa świata, dopóki nie będzie za późno. Wynikało to z braku silnych rywali w eliminacjach oraz doboru sparingpartnerów (porażka z Senegalem i niedawne zwycięstwo z Walią).
Podtrzymuję to zdanie. Nie wiemy, czy Anglia jest gotowa, by sięgnąć po tytuł, ale z pewnością nabiera rozpędu (w ostatnich czterech meczach zdobyła 15 bramek, nie tracąc żadnej).
To jednak nie znaczy, że niczego się o tej drużynie nie dowiedzieliśmy w międzyczasie. Wręcz przeciwnie – nauczyliśmy się sporo. Wiemy już, komu Tuchel ufa i kogo ceni, a także poznaliśmy kilku nowych zawodników w kadrze.
Wiemy, że Elliot Anderson zasługuje na miejsce w tej drużynie – imponował w środku pola we wszystkich trzech ostatnich zwycięstwach Anglii. Wiemy, że Djed Spence to solidna opcja na obu bokach obrony. Wiemy, że Marcus Rashford wrócił do walki o miejsce na lewym skrzydle w preferowanym przez selekcjonera ustawieniu 4-2-3-1, choć obecnie wydaje się być za Anthony Gordonem w hierarchii.

Tak naprawdę znamy już dwie trzecie składu, który wybiegnie na mistrzostwach świata, a większość powołań nie budzi kontrowersji. Są jednak pozycje, o które toczy się zacięta rywalizacja – i to właśnie one budzą najwięcej emocji.
Anglia imponuje bez Jude’a
Jednym z najgoręcej dyskutowanych tematów było bez wątpienia to, dlaczego Jude Bellingham nie został powołany na ostatnie zgrupowanie. Czy wciąż nie był w pełni sił? Czy został pominięty? Czy to sygnał od Tuchela związany z szeroko komentowaną „postawą” zawodnika? Czy wypadł z łask? A może to po prostu burza w szklance wody? Swoje zdanie wyraziło wielu ekspertów.
Mimo nieustannych narzekań byłych piłkarzy na brak Bellinghama i innych w kadrze, październikowe mecze pokazały, że Anglia potrafi grać skutecznie i zwyciężać bez takich zawodników jak Bellingham, Phil Foden, Jack Grealish, Cole Palmer, Adam Wharton, Reece James, Trent Alexander-Arnold, Noni Madueke, a nawet bez swojego kapitana Harry’ego Kane’a (co szczególnie było widoczne w meczu z Walią).
Kogoś pominąłem? Być może. Tak szeroka jest pula talentów.

I choć wciąż nie wiemy, czy Anglia jest wystarczająco mocna, by wygrać mistrzostwa świata lub zajść bardzo daleko, nauczyliśmy się czegoś innego. Poza Kane’em (który rzeczywiście jest klasą samą dla siebie), Anglia niekoniecznie potrzebuje większości wymienionych zawodników, by osiągnąć poziom pozwalający rywalizować z najlepszymi na świecie.
Niektórzy z nieobecnych zapewne wrócą do walki o miejsce w składzie – James i Madueke pewnie byliby powołani, gdyby byli zdrowi, Palmer również. Natomiast jeśli chodzi o Bellinghama, choć bez wątpienia ma umiejętności, by grać w tej kadrze, nagle wydaje się, że nie jest już niezbędny. Przeanalizujmy to dokładniej.
Taktycznie Bellingham po prostu nie pasuje
Patrząc na wyjściową jedenastkę Anglii, można śmiało stwierdzić, że Declan Rice ma pewne miejsce na jednej z dwóch defensywnych pozycji w środku pola w systemie 4-2-3-1, a Bukayo Saka jest pierwszym wyborem na prawej stronie. Na lewej, jak już wspomniano, faworytami są Gordon lub Rashford. Pozostaje więc druga pozycja defensywnego pomocnika oraz „dziesiątka” za Kane’em, jeśli chodzi o środek pola.

Zacznijmy od pozycji defensywnego pomocnika – to po prostu nie jest miejsce Bellinghama. Wraz z rozwojem kariery coraz bardziej przesuwał się na lewą stronę i do przodu względem klasycznej roli środkowego pomocnika, którą miał doskonalić, zwłaszcza w Dortmundzie.
W Realu Madryt, szczególnie w sezonie 2023/24 (najlepszym pod względem liczby goli), zdarzało się, że grał nawet jako fałszywa dziewiątka, a czasem na lewym skrzydle w duecie napastników.
Biorąc pod uwagę świetną formę Andersona, pojawia się kolejny argument – Bellingham nie jest jednym z dwóch najlepszych defensywnych pomocników, jakich ma Anglia.
Co więcej, poza Ricem i Andersonem, nie można zapominać o Whartonie oraz zawodnikach, których Tuchel faktycznie powołał na te pozycje przed Bellinghamem: Jordan Henderson i Ruben Loftus-Cheek.

Nie jest więc naturalnym defensywnym pomocnikiem i być może nie mieści się nawet w najlepszej dwójce na tej pozycji. A co z grą wyżej, tam gdzie obecnie najchętniej występuje?
Tutaj pojawia się kolejny problem (choć dla Tuchela to raczej komfortowy ból głowy), a mianowicie Morgan Rogers. Zawodnik Aston Villi był znakomity na pozycji za Kane’em w trzech ostatnich zwycięstwach Anglii, a gdy schodził z boiska, Eberechi Eze z łatwością wchodził w tę rolę z ławki.
Bellingham nie jest klasycznym kreatorem, a raczej dynamicznym drugim napastnikiem, gdy gra na „dziesiątce”. Istnieje też obawa, że zbyt często schodzi na lewą stronę, wchodząc w strefę skrzydłowego (co pokazują powyższe grafiki) lub zajmuje przestrzenie, w których lubi operować Kane – a to już wcześniej sprawiało Anglii problemy.
Biorąc pod uwagę, że Kane często cofa się do środka pola, potrzeba tu szczególnej umiejętności współpracy. Nie chodzi o to, że Bellingham w ogóle nie potrafi grać w tej roli, ale Rogers i Eze wydają się obecnie lepiej dopasowani (i faworyzowani) do tej pozycji. Palmer to kolejna ciekawa opcja, a nie można zapominać o Fodenie.
Podsumowując, nie jest też oczywiste, że Bellingham należy do dwóch najlepszych „dziesiątek” w Anglii.

Argument za Bellinghamem na lewej stronie jest jeszcze słabszy niż w środku pola. Gordon prezentuje się znakomicie, Rashford odzyskuje formę w Barcelonie, a nawet Grealish wydaje się bardziej naturalnym, trzecim wyborem.
Nie wspominając już o tym, że Eze również może zagrać na lewej stronie, podobnie jak Madueke, jeśli wróci do kadry.
Jeśli więc nie wybierasz Bellinghama ani jako „szóstki”, ani „ósemki”, ani „dziesiątki”, ani skrzydłowego… to może po prostu w ogóle go nie wybierasz. I być może właśnie do takiego wniosku doszedł Tuchel, kompletując ostatnią kadrę.
Oczywiście Tuchel podkreślał, że brak regularnej gry Bellinghama miał wpływ na jego decyzję. Jednak patrząc na to, jak selekcjoner konsekwentnie buduje zespół i – co ważniejsze – jak drużyna prezentuje się na boisku, trudno sobie wyobrazić, by stanowczy Niemiec na siłę wciskał zawodnika Realu Madryt tylko dlatego, że jest gwiazdą.
Tak więc, choć pytanie, czy Anglia jest wystarczająco mocna, by wygrać mistrzostwa świata, wciąż pozostaje otwarte, jedno jest pewne: nie potrzebuje Jude’a Bellinghama, by się taką stać.
