Norwegia miała szansę już podczas tej przerwy reprezentacyjnej zapewnić sobie awans do mistrzostw świata, ale pod warunkiem wygranej nad Izraelem i potknięcia Włochów. Do pierwszej części planu Skandynawowie zabrali się w sobotę na Ullevaal w Oslo przy komplecie widowni.
Sprawdź szczegóły meczu Norwegia – Izrael

Faworyci szybko zabrali się do roboty, a jednym z pierwszych efektów był rzut karny, który podyktował po czterech minutach Szymon Marciniak. Do egzekucji podszedł Erling Haaland, który uderzeniem pod lewy słupek nie oszukał perfekcyjnego Daniela Peretza. Ku rozpaczy bramkarza, jedenastkę trzeba było powtórzyć. Haaland zmienił kierunek, ale i bramkarz to zrobił. Najlepszy napastnik Norwegii zmarnował więc dwie okazje w minutę.
Gdyby ktoś widział tylko statystyki, mógłby nabrać błędnych wyobrażeń o przebiegu gry. Izrael miał piłkę zdecydowanie dłużej, ale wynikało to z prostego faktu: goście ustawili się nisko, a gospodarze nie chcieli dać się wciągać na połowę rywali. Było więc sporo jałowych wymian w poszukiwaniu drogi naprzód.
Gdy jednak Norwegowie wchodzili, momentalnie przedzierali się przez formacje Izraela. Tak było w 18. minucie, gdy Sorloth po prawej doszedł do linii końcowej, wrzucił piłkę przed bramkę, a Antonio Nusa głową (choć ostatni kontakt zaliczył obrońca Khalaili) pokonał Peretza.
Dopiero w 25. minucie Nyland musiał pierwszy raz bronić. Ale co Izraelowi zajmowało długo, to Norge robili momentalnie: odbiór w środku, dwa podania i rajd Haalanda na bramkę w 27. minucie skończyły się strzałem po ziemi pod dalszy słupek. Moment później Khalaili stracił piłkę w środku, a rajd Nusy lewą flanką skończył się kolejnym golem, tym razem po nieudanej próbie wybicia przez Peretza. Piłka odbiła się od Nachmiasa, który rozbił się w dodatku o słupek i musiał zejść.
Ledwo wybiło pół godziny, a było już po meczu. Ostatni kwadrans do przerwy minął Norwegom zupełnie spokojnie, bo pojedyncze okazje Izraela nie dawały efektu. Po przerwie gospodarze także utrzymywali najwyżej umiarkowaną intensywność, a i tak robili swoje i zdołali wynik jeszcze poprawić. Tuż po godzinie gry Nusa wrzucił piłkę z lewej strony, a główka Haalanda oznaczała jego 50. bramkę w reprezentacji Norwegii.
Przyjezdni mogli już tylko prosić o zakończenie meczu, tyle że Haaland miał jeszcze coś do udowodnienia. Niecałe 10 minut po drugiej bramce zanotował trzecią, znów głową po świetnej górnej piłce od Nusy. Wprowadzony na ostatnie minuty Jorgen Strand Larsen był przekonany o strzeleniu szóstego gola, jednak liniowy miał odmienne przekonanie i nie mylił się: zawodnik Wolves spalił. Nie chcąc dodatkowo gnębić Izraela, Szymon Marciniak nie doliczał nic do regulaminowych 90 minut.
