Spotkanie rozgrywane na PGE Narodowym rozpoczęło się od doskonałej i niestety zmarnowanej sytuacji Nicoli Zalewskiego. Już w drugiej minucie świetne dośrodkowanie przed bramkę posłał Matty Cash, zawodnik Atalanty w zaskakująco łatwy sposób urwał się spod opieki obrońców, ale nie zdołał czysto uderzyć piłki, która przeleciała nad poprzeczką.
Następnie futbolówkę przejęli goście i choć długo utrzymywali się na połowie biało-czerwonych, to niewiele z tego wynikało. Wykorzystać to próbował Jakub Kamiński, który po jednym z kontraktów wpadł w pole karne, zmylił obrońcę, ale jego strzał trafił prosto w ręce Barta Verbruggena.
Chwilę później kontuzji nabawił się Sebastian Szymański. Pomocnik szybko rozwiał nadzieje na dalszą grę, pokazując, że zmiana będzie niezbędna. Już w 13. minucie wyraźnie rozżalonego tym faktem gracza Fenerbahce musiał zastąpić więc Bartosz Kapustka.
Podopieczni Ronalda Koemana wciąż dominowali, a swoje możliwości motoryczne zaprezentował m.in. Micky van de Ven. Dynamiczny zawodnik Tottenhamu, który niedawno błysnął m.in. dubletem w Premier League i golem w Lidze Mistrzów, w jednej z akcji minął Jana Ziółkowskiego, a zatrzymał go dopiero Piotr Zieliński. Pomocnik Interu musiał uciec się do faulu, za co otrzymał żółtą kartkę.
Zawodnicy Jana Urbana potrafili jednak w kolejnych minutach grać skutecznie w defensywie, blokując Holendrom dostęp do bramki. Cierpliwość w końcu przyniosła efekty. W 43. minucie po jednym z kolejnych kontraktów Lewandowski doskonałym podaniem otworzył Kamińskiemu drogę do pola karnego "Oranje", skrzydłowy FC Koln wyprzedził Virgila van Dijka i sprytnym strzałem między nogami bramkarza zdobył swoją drugą bramkę w tych eliminacjach, zapewniając wielką radość na trybunach.
Depay nie do zatrzymania
Druga połowa przyniosła jednak natychmiastowe wyrównanie. Już w 47. minucie po dośrodkowaniu Cody'ego Gakpo głową uderzał Donyell Malen, Kamil Grabara zdołał instynktownie odbić piłkę, ale dopadł do niej Memphis Depay, strzelając swojego ósmego gola w tych eliminacjach.
Po wznowieniu gry serię ataków przeprowadzili Polacy. Najpierw błyskawicznie szansę zyskał Lewandowski, jednak bramkarz Brighton popisał się refleksem. Podobnie było przy próbie Zalewskiego, z kolei uderzenie Zielińskiego zablokowali obrońcy.
Kolejny fragment rywalizacji był już mniej emocjonujący, gra była szarpana, a w poczynania zawodników obu drużyn wkradało się sporo agresji. Dodatkowo sędzia musiał na chwilę przerwać mecz z powodu rac, które zostały rzucone na boisko. Trener Urban chciał dodać drużynie energii, posyłając na murawę dwóch dynamicznych skrzydłowych - Kamila Grosickiego i Pawła Wszołka. Na zmiany zdecydował się także Koeman, wprowadzając Tijjaniego Reijndersa czy Emmanuela Emeghę.

Końcówka spotkania to wymiana ciosów, akcja przenosiła się z jednej połowy na drugą, ale ostatecznie żadnej z drużyn nie udało się zdobyć zwycięskiej bramki. Remis 1:1 oznacza, że Holendrzy są już praktycznie pewni wygranej w grupie i awansu do Mistrzostw Świata 2026. W teorii biało-czerwoni mogliby jeszcze wyprzedzić "Oranje" lepszym bilansem bramkowym i liczyć na przegraną rywali z Litwą, ale to wydaje się niemożliwe. Natomiast dzięki niespodziewanej wygranej Malty z Finlandią Polacy są pewni gry w barażach.
