Po sobotniej katastrofie Legii Warszawa w Gliwicach Rafał Augustyniak udał się na "ściankę wstydu" – tak można nazwać rozmowy pomeczowe Wojskowych z Canal+ w ostatnich tygodniach. Kolejno wychodzili ostatnio Bartosz Kapustka, Paweł Wszołek, a teraz Augustyniak. I żaden z nich nie umie wyjaśnić, co dzieje się z drużyną.
"Tu już nie ma co rozmawiać. Niech ten rok się kończy. Potrzeba zmian, bo ja tego nie widzę. Wygląda to coraz gorzej" – od takich słów Augustyniak zaczął rozmowę.
Później wymieniał problemy drużyny i zakrawało to o wskazywanie palcem na kolegów z drużyny winnych w konkretnych sytuacjach: niewykorzystane sytuacje sam na sam (Rajović), nieudany rajd oko w oko z bramkarzem (Chodyna) czy niezablokowanie strzału rywali (Żewłakow). Augustyniak w Gliwicach też nie był bez winy, jego dwa strzały uzbierały całe 0,02 xG, ale siebie umiał wytłumaczyć słowami "rozumiem, że można nie strzelić z dystansu".
Faktem jednak pozostaje, że ostatni udany mecz Legii to ten, w którym właśnie strzały z dystansu Augustyniaka uratowały Legii skórę. To było w Krakowie 23 października, gdy Legia ograła Szachtara Donieck 2:1. Od tego momentu stołeczna drużyna nie wygrała żadnego oficjalnego meczu – ani w Ekstraklasie, ani w Pucharze Polski, ani w Lidze Konferencji.
Jak wyliczył statystyk Wojciech Frączek, dziewięć kolejnych meczów bez zwycięstwa to jedna z najgorszych serii w historii Legii. Jeśli 11 grudnia o 18:45 warszawska drużyna nie zdoła wygrać z Noah FC w Armenii, wyrówna najgorszą passę w dziejach, sprzed blisko 60 lat. Wtedy Legia nie wygrała 10 kolejnych meczów. A rok - wbrew życzeniom Augustyniaka - nie zakończy się dla Legii na tym meczu. Pozostaje jeszcze rewanż z Piastem (14 grudnia) i mecz z Lincoln Red Imps (18 grudnia).
