Światło czerwone. Legendarna cierpliwość do klubu
Trzy porażki z rzędu praktycznie w każdej lidze i każdej drużynie mogą zapalić czerwoną lampkę nad głową trenera. Decyzja o zwolnieniu Jana Urbana wydaje się zatem usprawiedliwiona, ale nie dla mnie. Biorąc pod uwagę perypetie klubu i szkoleniowca, jego serce dla Górnika mimo szorstkiego potraktowania na koniec poprzedniej kadencji, myślę, że zasłużył na dokończenie misji. Zwłaszcza że drużynie nie grozi spadek, ani też kwalifikacja do europejskich pucharów.
Urban padł niejako ofiarą własnego sukcesu. Z kadry, którą dysponował, wycisnął maksimum, nabijając sporą liczbę punktów w rundzie jesiennej i rozbudzając tym samym oczekiwania fanów. Jak się okazuje, widocznie także włodarzy. Ale nie da się w nieskończoność oszukiwać systemu i właśnie teraz, na ostatnim odcinku, nastąpiła weryfikacja potencjału zespołu. Przy krewkim i mało refleksyjnym trenerze być może trzeba w takim momencie bić na alarm, ale tak doświadczony szkoleniowiec z pewnością wiedziałby najlepiej, jak zarządzać tym kryzysem.
Te rozważania mogą oczywiście nie mieć sensu, jeśli podstawą rozstania z Urbanem okaże się jego powrót do Legii, o czym media donoszą od kilku dni. Czy jednak nawet w obliczu prawdziwości tych plotek decyzja okaże się słuszna?
Światło pomarańczowe. Powtórzony falstart
Kontynuujemy wątek stołecznego klubu, choć jeszcze nieco w innym aspekcie. Bezpośrednie starcie dwóch (jeszcze) ćwierćfinalistów Ligi Konferencji potwierdziło nam różnicę między obiema drużynami, choć miało w nim miejsce sporo dziwnych sytuacji, głównie po stronie gospodarzy. Z jednej strony można powiedzieć, że podopieczni Goncalo Feio mieli sporo pecha, choć w wielu momentach sami się do niego przyczynili. Dwa nieuznane gole Shkurina - pierwszy z powodu spalonego, a drugi ze względu na nieprawidłowe wykonanie rzutu z autu - pokazują, że w drużynie Legii robi się nerwowo. Taka powtarzalność w niepożądanym pośpiechu budzi bowiem podejrzenia o nadmierny stres u zawodników.

Jednak z drugiej strony wcale nie musiało tak być. I tu pomarańczowy snop światła należy skierować na sędziów, a właściwie wóz VAR. Białoruski napastnik mimo nieudanych prób robił wszystko, by w końcu wpisać się na listę strzelców i uratować choćby punkt. Kiedy doszedł do kolejnej okazji, był nieprzepisowo przytrzymywany za koszulkę przez Kristoffera Hansena, który sam doskonale wie, jak duży wpływ ma to na wykończenie akcji. Gwizdek arbitra jednak milczał, co pozostawia spory niesmak.
Światło zielone. Lubin nie utonie?
Spotkanie z Rakowem, drugie ligowe dla Leszka Ojrzyńskiego w roli trenera Zagłębia, raczej spotęgowało wątpliwości fanów z Lubina. Z jednej strony gra drużyny uległa natychmiastowej poprawie, ale sam wynik już nie. W końcu dobre 77. minut okazało się za mało. Ale kolejny doświadczony szkoleniowiec po raz kolejny pokazał, że w roli strażaka odnajduje się idealnie. Ojrzyński stawia na proste, ale jakże skuteczne rozwiązania. Skoro kombinacje taktyczne zaczęły zaskakiwać samych graczy, należy wrócić do podstaw.
Wygrane wojskową konsekwencją z Radomiakiem i Górnikiem znacząco przybliżają Miedziowych do utrzymania. Terminarz zespołu nie wydaje się zbyt trudny, zatem najważniejsze dla Zagłębia będzie pójście za ciosem i wywalczenie kolejnych kompletów punktów. To z pewnością cieszy kibiców, ale martwi ich dalsza perspektywa. Utrzymanie to konkretne zadanie, ale co dalej?
