Ostatnie godziny przed przerwą reprezentacyjną to krajowy test pucharowiczów. Jagiellonia wypunktowała Koronę komfortowym 3:1 i chwilowo zdetronizowała Górnika. Raków nie miał problemów z Motorem Lublin, Lech jedzie na Nową Bukową do Katowic, a Legia spróbuje odkupić winy na boisku w Zabrzu.
Górnik Zabrze – Legia Warszawa (na żywo od 20:15)
GKS Katowice – Lech Poznań (na żywo od 17:30)
Raków Częstochowa – Motor Lublin (2:0)
Po świetnym meczu w Lidze Konferencji, Raków musiał u siebie potwierdzić jakość przeciwko Motorowi Lublin. Gospodarze rozpoczęli od szybkiego wejścia Secka, który w polu bramkowym nie porozumiał się z Brunesem i gol cudem nie padł. Nie minęło pięć minut, a Lamine Diaby-Fadiga uderzał z dystansu i Ivan Brkić miał spore kłopoty przy piąstkowaniu. To właśnie Francuz był ponownie bliski trafienia w 25. minucie, gdy Michael Ameyaw wrzucił mu z prawej piłkę wprost na głowę. Wysokość strzału była świetna, tyle że w środek bramki, gdzie czuwał Brkić.
O ile Raków strzelał nieskutecznie, o tyle Motor nie był w stanie dojść do strzału. Zawodziło zwłaszcza ostatnie podanie, które nie znajdowało adresatów. Dopiero w 35. minucie Van Hoeven dograł wysoko spod linii końcowej, a Fabio Ronaldo wykonał efektowną przewrotkę. Byłoby pięknie, gdyby nie uderzał w sam środek bramki. To była jedyna okazja lublinian przed przerwą, a ostatnie słowo należało do Rakowa. W 39. minucie ciosu nie wyprowadził Brunes, który w polu bramkowym został zablokowany. Udało się, gdy Bartos zagrał ręką w polu karnym, a już w doliczonym czasie Norweg z karnego pokonał Brkicia mimo jego dobrej intuicji.
Goście nie zdołali odwrócić kierunku gry po przerwie, wciąż ton nadawał Raków. Bramki z bardzo ostrego kąta szukał w 53. minucie Ibrahima Seck, a jeszcze przed upływem godziny meczu Jonathan Brunes zanotował swoje drugie trafienie. Świetnie wyczekanym podaniem znalazł go Tomasz Pieńko, a Norweg mimo asekuracji Najemskiego zdołał oszukać Brkicia lekkim strzałem pod dalszy słupek.
Brunes wyraźnie się rozochocił, zanim zszedł w ostatnich minutach jeszcze trzykrotnie sprawdzał Brkicia w poszukiwaniu hat-tricka. Najbliżej trzeciego trafienia wydawał się jednak Karol Struski, który ponownie rozegrał bardzo dobry mecz i zwieńczył go petardą zza szesnastki w 78. minucie, gdy piłka obiła dalszy słupek. To byłoby świetne popołudnie dla Rakowa, gdyby nie agresywne wejście Tudora w doliczonym czasie, którym zapracował na czerwoną kartkę.

Jagiellonia Białystok – Korona Kielce (3:1)
To jedyne niepokonane drużyny Ekstraklasy, które od lipca nie zaznały smaku porażki. Choć oba zespoły są stawiane za wzór solidności, to w Białymstoku faworytem musieli być gospodarze. To właśnie oni zdecydowanie lepiej weszli w mecz i już w 5. minucie Jesus Imaz uderzył spomiędzy trzech rywali w poprzeczkę, a dobitkę Pripa udało się zablokować. Z kontrą ruszył Antonin, jednak jego rakieta pofrunęła nad bramką Abramowicza.
Korona prezentowała się świetnie przed własnym polem karnym, odcinając Jagę od celnych strzałów. Za to w fazach przejściowych – w obie strony – goście wyglądali zupełnie nieskładnie. Dlatego ich kontry zwykle nie były groźne, a gdy udawało się oddać celny strzał (tylko Błanikowi), rękawice Abramowicza były przygotowane. Skazani na atak pozycyjny piłkarze ze Słonecznej dopiero w 43. minucie zaliczyli uderzenie w światło bramki, gdy Imaz solidnie przetestował Dziekońskiego. Tuż po nim z dystansu huknął mało widoczny dotąd Jóźwiak, aż za trzecim razem bramka wreszcie padła. Nieudane oddalenie Resty skończyło się strzałem Sergio Lozano. Odbicie od pięty Remacle’a kompletnie zmyliło bramkarza i do szatni prowadzenie zgarnęła Jegiellonia.
Wprowadzony na ostatnie pół godziny Pietuszewski szybko z wolnego uderzył jeszcze w poprzeczkę. Zuchwały nastolatek na 20 minut przed końcem był przekonany, że wywalczył rzut karny, tyle że najpierw spalił przy wyjściu na pozycję. Mimo wyniku Korona nie złożyła broni i ostatni kwadrans meczu zaczął się od poważnych kłopotów Jagiellonii w jej tercji defensywnej.
Scenariusz drugiej połowy powtarzał się: ataki kielczan oznaczały kontrę miejscowych i w 82. minucie dogranie Pietuszewskiego dało Jesusowi Imazowi wyczekiwanego gola, zamykając mecz. Nawet niefortunne wbicie piłki do własnej bramki przez Pelmarda nie dało Koronie honorowego gola - futbolówka nie przekroczyła linii całym obwodem. Dopiero pod koniec doliczonego czasu rzut rożny pozwolił na precyzyjną główkę Sotiriou, która ustaliła wynik.
