Lech Poznań - Zagłębie Lubin (1:2)
Kolejorz miał przy Bułgarskiej wrócić do szerokiej czołówki tabeli, ale warunkiem była wygrana nad Miedziowymi. Tymczasem obie drużyny wyszły na boisko z równie imponującym entuzjazmem i gotowością do otwartej, szybkiej gry. Efektem był wyrównany start, w którym kluczowe okazało się rozegranie wrzutu z autu. Zagłębie zaskoczyło Lecha, gdy Lucić posłał piłkę na głowę Nalepy, ten zgrał do Ławniczaka przed bramką, a on zaliczył perfekcyjną przewrotkę, która otworzył wynik przy kompletnie bezradnym Mrozku.
Poznaniacy nie mogli znaleźć sposobu na odpowiedź przy czujnej obronie w środku pola, ale udało się przedrzeć przed bramkę flanką. Z lewego skrzydła piłkę dostał w 18. minucie Ismaheel, odegrał do Jagiełły, a ten chirurgicznie uderzył przy słupku na wagę remisu. Obaj otworzyli swoje konto po przejściu do Lecha. Kolejorz mógł objąć prowadzenie w 27. minucie, gdy tylko słupek ratował gości przy strzale Mikaela Ishaka. Moment później dwie świetne próby zanotował Kajetan Szmyt z przedpola gospodarzy. W obu okazjach zatrzymywał go czujny Mrozek, choć nie było to łatwe. Do przerwy utrzymał się remis, choć jeszcze Bengtsson pokazał się strzałem z 14 metrów w 41. minucie, minimalnie niecelnym.
W drugiej połowie Miedziowi trzymali się bliżej swojej tercji defensywnej, okazji szukając przede wszystkim z kontry. Ważniejsze było odcinanie Lecha od klarownych okazji i ta misja była realizowana skutecznie. Lechici uderzali zza pola karnego, lecz w ostatnie 20 minut weszli bez prowadzenia. Niedługo z deszczu wpadli pod rynnę, ponieważ wprowadzony z ławki Michalis Kosidis dobrze przyjął dogranie od Szmyta i drugą nogą uderzył pod słupek, pokonując Mrozka. W 80. minucie szczęśliwie skończył się pinball w polu karnym Zagłębia, chwilę później uderzenie Thordarsona nie zaskoczyło Hładuna i udało się dotrwać do doliczonego czasu. Nawet siedem minut nie uratowało Lecha, a Reguła mógł zdobyć gola na 3:1 w ostatniej akcji meczu.

Lechia Gdańsk - GKS Katowice (2:0)
Od pierwszej minuty Lechia zaczęła z nowymi defensorami – Bartłomiejem Kłudką i Matejem Rodinem. Wpuszczająca najwięcej goli formacja obronna faktycznie radziła sobie nieźle, skutecznie neutralizując próby GieKSy jeszcze przed polem karnym. Początkowo nieskuteczność ofensywna była bolączką również wśród gospodarzy, ale impas udało się przełamać w 19. minucie. Wówczas daleki przerzut sprawił nieoczekiwane kłopoty Dawidowi Kudle, a jego koszmarny błąd główką wykorzystał imiennik Kurminowski.
Uskrzydleni prowadzeniem gospodarze mogli je podwoić pięć minut później, gdy Camilo Mena pierwszy raz wykonał rajd w swoim stylu i uderzał z ostrego kąta. Tym razem Kudła wybijał dobrze, ale źle wciąż wyglądała ofensywa katowiczan. Dopiero w ostatnich pięciu minutach przed przerwą goście się ożywili, ale uderzenie po koźle Wasielewskiego spokojnie wyłapał Alex Poulsen. Po zmianie stron tylko kiks Neugebauera przed bramką ratował Kudłę, a w tej samej akcji gdańszczanie oddali jeszcze dwa zablokowane strzały.
Trener Górak nie czekał do godziny ze zmianami, szybko wprowadził Mateusza Kowalczyka, Adriana Błąda i Illę Szkuryna. Przewaga GieKSy rosła szybko, jednak u progu ostatniego kwadransa jedyne celne uderzenie – w ręce Poulsena – miał na koncie Bartosz Nowak. Za to po długiej przerwie spowodowanej zadymieniem Kacper Sezonienko był bliski podwojenia prowadzenia z dystansu. Goście pozostali bezradni, tymczasem Camilo Mena w 90+17. minucie zgubił Kowalczyka, położył Kudłę i wpakował piłkę od bocznej siatki do bramki, zamykając mecz.
