Viktor Gyokeres zdobył jedyną bramkę w tym meczu z rzutu karnego, notując swoje pierwsze trafienie od 1 listopada, a Kanonierzy wyszli na dwa punkty przewagi nad Manchesterem City.
Jednak po tym, jak w poprzedni weekend Arsenal potrzebował gola samobójczego w doliczonym czasie gry, by pokonać ostatnich w tabeli Wolves, Arteta znów musiał drżeć o wynik przez 96 minut na Merseyside, mierząc się z mocno osłabionym Evertonem.
The Toffees praktycznie nie stworzyli zagrożenia, choć domagali się rzutu karnego w drugiej połowie po tym, jak William Saliba powalił Thierno Barry'ego.
"Różnica bramek powinna być większa" - zaznaczył Arteta. "Musimy się uczyć, nawet gdy prowadzimy".
To już trzeci raz w ciągu ostatnich czterech lat, gdy zespół Artety jest liderem tabeli na święta Bożego Narodzenia.
W dwóch poprzednich przypadkach Manchester City jednak odrabiał straty i odbierał Arsenalowi pierwsze miejsce.
Drużyna Pepa Guardioli wygrała siedem kolejnych spotkań we wszystkich rozgrywkach, odrabiając stratę, która wynosiła już siedem punktów.
Mimo to Arteta pochwalił regularność swoich piłkarzy, którzy wciąż walczą o mistrzostwo po raz pierwszy od 22 lat.
"Postawa i konsekwencja zespołu dają mi pewność i wiarę" - powiedział Arteta w rozmowie z AFP. "To bardzo trudne do osiągnięcia w tej lidze i oznacza, że drużyna zawsze jest w grze".
Evertonowi wyraźnie brakowało skuteczności kontuzjowanego Kiernana Dewsbury-Halla oraz Ilimana Ndiaye, który wyjechał na Puchar Narodów Afryki.
David Moyes ponownie narzekał na brak napastnika, ponieważ jego drużyna nie potrafiła zdobyć bramki, mimo że pokazała charakter i zaangażowanie.
"Możesz grać dobrze i robić wszystko jak należy, ale musimy strzelać gole" - skomentował Moyes. "Nie zdobyliśmy bramki w dwóch ostatnich meczach i właśnie tego nam najbardziej brakowało. Zrobiliśmy wiele rzeczy dobrze: zaangażowanie zawodników, ducha walki. Wszystko, czego można oczekiwać, zrobili dziś wieczorem. Zabrakło tylko odrobiny jakości lub próby sprawienia Arsenalowi większych problemów" - powiedział.