Brighton nie mogło już doskoczyć do siódmego Nottingham, Liverpoolowi nikt nie mógł już odebrać korony, a mimo to po obu drużynach spodziewano się niezłego widowiska i tak też rozpoczął się mecz na stadionie Amex w Falmer.
Sprawdź szczegóły meczu Brighton – Liverpool

Dwa ciosy Liverpoolu przed przerwą
Przy niezłym tempie obu drużyn, to mistrzowie Anglii okazali się skuteczniejsi w otwierającym kwadransie. Już w 9. minucie udało im się objąć prowadzenie, gdy Szoboszlai przerzucił z połowy boiska do Salaha na prawej flance, a ten z pierwszej do Connora Bradleya. 21-latek doszedł do linii końcowej i wycofał lekko do Harveya Elliotta przed światłem bramki, który pokonał Verbruggena.
Mewy momentalnie przejęły inicjatywę i do końca pierwszej połowy Liverpool sporadycznie mógł liczyć na ponowne zagrożenie bramce. Za to Alisson musiał utrzymywać refleks przy kolejnych atakach gospodarzy, które z trudem udawało się powstrzymać.
Jak żaden inny rywal w tym sezonie, Brighton zdołało oddać ponad 10 strzałów w pierwszej połowie. Główka Welbecka z 29. minuty jeszcze nie poszła w światło bramki, ale w 32. minucie ten sam zawodnik zgrał do Grudy, a ten dostrzegł wychodzącego na pozycję Yasina Ayariego, a ten zapewnił wyrównanie.
Absolutnie zasłużony gol, ale nieskuteczność zemściła się jeszcze przed przerwą. Gdy Brajan Gruda po raz kolejny nie zdołał pokonać Alissona, doliczony czas pierwszej połowy przyniósł niespodziewany powrót Liverpoolu. Rozegranie rzutu wolnego wpuściło Szoboszlaia w pole karne, a ten pięknym uderzeniem wkręcił piłkę za kołnierz Verbruggenowi.
Mitoma na wagę zwycięstwa
Gospodarze byli wyraźnie podrażnieni i weszli z jeszcze większym zapałem w drugą połowę. W 50. minucie Alisson popisał się obroną pięknego strzału Welbecka z wolnego, a po rzucie rożnym Gruda jako kolejny testował Brazylijczyka. O ile w bramce Liverpoolu dwoił się i troił Alisson, o tyle Verbruggen strachu najadł się dopiero w 54. minucie. Wówczas akcja Gakpo lewą flanką skończyła się wyłożeniem piłki Salahowi, który koszmarnie spudłował.
Mewy dziobały zatem dalej, utrzymując intensywność po godzinie rozgrywki. Gruda z Welbeckiem raz jeszcze przyprawili Slota o kilka dodatkowych siwych włosów (to nic, i tak zgoli) w 59. minucie, gdy Niemiec piętą wycofał piłkę do Anglika, lecz Alisson ponownie genialnie interweniował.
Swoją drugą okazję po przerwie zmarnował w 67. minucie Salah, tymczasem Kaoru Mitoma wkrótce pokazał wszystkim na boisku, co znaczy skuteczność. Wszedł w 65. minucie, a już w 69. miał na koncie gola. Ten, z dość ekwilibrystycznej pozycji, był dobitką po sparowanym przez Alissona uderzeniu Welbecka.
Mitoma okazał się prawdziwym utrapieniem, gdy w 82. minucie Alisson znów ratował Liverpool przed jego strzałem z ostrego kąta. Chwilę później Japończyk dograł do Matthew O’Rileya, a ten posłał piłkę wzdłuż bramki i jej lot przeciął Jack Hinshelwood. Trybuny ryknęły, chorągiewka liniowego je uciszyła, ale z pomocą przyszedł VAR – nikt z biorących udział w akcji nie spalił! Na pięć minut przed końcem Mewy w końcu prowadziły.
Wygrana 3:2 z faworytami przybliża Brighton do 8. miejsca w tabeli na koniec sezonu. Samo w sobie nie daje to dostępu do europejskich rozgrywek, ale pod pewnymi warunkami może. Otóż: Chelsea musi przegrać z Nottingham w niedzielę, a następnie wygrać z Betisem w finale Ligi Konferencji we Wrocławiu. Wtedy Chelsea zajmie 7. miejsce w tabeli, ale udział w europejskich rozgrywkach będzie mieć zapewniony dzięki wygranemu finałowi, a wówczas prawo do gry w Europie przejdzie na ósmą drużynę.
