Wygrani: Liverpool
Z 12 punktami na 12 możliwych, The Reds rozpoczęli sezon z przytupem i teraz chcą obronić tytuł mistrza Premier League. Oczywiście do końca rozgrywek pozostało jeszcze wiele miesięcy i każdy scenariusz jest możliwy, ale nie ma wątpliwości, że aktualni mistrzowie będą jednym z głównych aspirantów do tytułu. Podopieczni Slota zdominowali w niedzielę Burnley, ale tylko dzięki sporej dozie szczęścia udało im się rozstrzygnąć losy meczu, gdy w 94. minucie Hannibal Mejbri zagrał ręką w polu karnym, a jedenastkę wykorzystał Mohamed Salah.
Zwycięstwo było po raz kolejny świadectwem ich niezłomnej siły mentalnej, ponieważ nie po raz pierwszy udało im się wywalczyć zwycięstwo w samej końcówce. Zdolność The Reds do odwracania losów spotkań w ostatnich fragementach przypomina legendarną drużynę Sir Alexa Fergusona. Jednak w przeciwieństwie do Liverpoolu, jego Manchester United i żaden inny klub Premier League w historii nie zdołał wygrać czterech meczów z rzędu dzięki bramce w ostatnich 10 minutach.
Przegrany: sędzia Robin Hensgens
Sędzia Robin Hensgens nie będzie miło wspominał swojego sobotniego debiutu na stadionie De Kuip. Zaledwie kilka minut po tym, jak wyrzucił z boiska zawodnika Feyenoordu Anisa Hadje Moussę na wniosek VAR, kontrowersyjnie ukarał drugą żółtą kartką Christijana Petrova z Heerenveen. "Na początku myślałem, że interweniował VAR, ale to niemożliwe przy drugiej żółtej kartce. Potem powiedział, że na pewno da żółtą kartkę, ale jeszcze nie wie komu. Powiedziałem mu, że robi z tego cyrk" - narzekał kapitan Heerenveen Luuk Brouwers.
Na tym jednak holenderski arbiter nie skończył. Jego nieudany wieczór symbolicznie zwieńczyła sytuacja, w której pękł mu sznurek w spodenkach i nie miał innego wyjścia, jak przerwać mecz i udać się do szatni, by się przebrać. Być może to właśnie ta sytuacja tak go zdenerwowała, że do końca meczu wyglądał na bardzo zażenowanego.
Wygrani: Ethan Mbappe i Kylian Mbappe
Prawdopodobnie najciekawszą historią weekendu w Ligue 1 był utalentowany Ethan Mbappe, który po kontuzji po raz pierwszy od kwietnia wystąpił w meczu z Toulouse i zdołał rozstrzygnąć losy spotkania w 11 minut. Zaledwie 18-letni pomocnik wykończył dośrodkowanie na dalszy słupek i strzałem z woleja umieścił piłkę pod poprzeczką. Francuski talent strzelił gola po raz pierwszy w profesjonalnym futbolu i pomógł Lille w zwycięstwie 2:1 i zajęciu drugiego miejsca w tabeli Ligue 1.
Jednak oprócz młodego Ethana, na boisku błyszczał również jego starszy brat Kylian, potwierdzając swoją dobrą formę z reprezentacji narodowej, a także przyczyniając się do gola i asysty w sobotnim zwycięstwie 2:1 w San Sebastian. Napastnik Realu Madryt najpierw otworzył wynik po 12 minutach gry, a następnie, w ograniczonej liczbie zawodników po czerwonej kartce Deana Huijsena, podał do Ardy Gülera, który przesądził o wygranej. Bracia tym samym przesądzili o zwycięstwie swoich klubów i już wkrótce na boisku oprócz starszego Kyliana możemy regularnie oglądać utalentowanego Ethana.
Przegrany: Marcus Thuram
Nieczęsto dochodzi do starcia dwóch braci na boisku, a co dopiero w derbach. A jednak podobny scenariusz mieliśmy okazję oglądać już ponad rok temu we włoskiej Serie A pomiędzy Interem i Juventusem. W sobotę Khephren Thuram przywitał swojego brata Marcusa na Allianz Stadium w ważnym meczu, w którym obie drużyny miały rywalizować o jak najwyższą lokatę. Podobnie jak w lutym, Juve wygrało, ale tym razem w wielkim stylu. Dzięki trafieniu z dystansu 19-letniego Czarnogórca Vasilija Ajicia w doliczonym czasie gry, Bianconeri zwyciężyli 4:3 i zrównali się w tabeli z Napoli, które po trzech meczach ma na koncie dziewięć punktów.
W przeciwieństwie do ostatniego starcia, w którym padł tylko jeden gol, ten mecz był prawdziwą ucztą bramkową, dzięki rewelacyjnemu występowi dwóch francuskich braci. Kiedy Thuram zdobył trzeciego gola dla Interu w 76. minucie, miał nadzieję, że będzie to bramka zwycięska. Khephren wyrównał jednak siedem minut później i ostatecznie to on mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Co więcej, był to pierwszy raz, gdy rodzeństwo zagrało przeciwko sobie w starciu od samego początku.
Wygrany: Rapid Wiedeń
Zielono-biali wciąż są najbardziej utytułowanym austriackim klubem w historii z 32 tytułami, ale w ostatnich latach zostali przyćmieni przez Salzburg, Sturm i innych. W zeszłym sezonie zajęli piąte miejsce, 12 punktów za zwycięskim Grazem, a ostatni raz wygrali ligę ponad 17 lat temu. Jednak najdłuższe oczekiwanie na tytuł w historii klubu może wkrótce dobiec końca. Zaledwie sześć kolejek po rozpoczęciu ligi Rapid dokonał znaczącego przełomu.
Po porażce Salzburga 1:3 z Wolfsbergerem, przewaga wzrosła już do pięciu punktów. Wiedeńczycy nie zawiedli i rozgromili na swoim stadionie WSG Tirol 4:1. Zarząd klubu sprytnie zainwestował osiem milionów euro, które zarobił na niedawnej sprzedaży malijskiego pomocnika Mamadou Sangare do Lens w zamian za nowe podpisy Nora Tobiasa Gulliksena(Djurgaarden) i Australijczyka Marco Tilio (Celtic) z natychmiastową akcją bramkową.
Przegrani: Valencia
Porażka z Barceloną staje się pewnikiem dla fanów Valencii. Blaugrana wygrała 6:0 na Estadi Johan Cruyff, po kolejnym sześciobramkowym zwycięstwie w styczniu, kiedy to wygrali nawet 7:1. W międzyczasie obie drużyny spotkały się jeszcze raz w Copa del Rey i tam podopieczni Flicka również nie szczędzili bramek, gromiąc Valencię 5:0.
Sytuacja nie jest lepsza nawet patrząc w odległą przeszłość, gdyż ostatnie punkty Valencia zgarnęła w remisie 2:2 w 2020 roku. Choć drużyna Carlosa Corberana zanotowała pierwszą wygraną w sezonie przeciwko Getafe przed przerwą międzynarodową, wszystko wskazuje na to, że czeka nas kolejny ciężki sezon...