Więcej

Wywiad z Monchim, część druga: wspomnienia Hiszpana z Aston Villi i transfer Rashforda

Monchi w Manchester Opera House, podczas gali PFA Awards
Monchi w Manchester Opera House, podczas gali PFA AwardsChristopher Furlong / GETTY IMAGES EUROPE / Getty Images via AFP

Po tym, jak zasłużenie wyrobił sobie markę w roli dyrektora sportowego historycznej Sevilli, którą prowadził przez europejskie rozgrywki, Monchi postanowił spróbować sił także w innych miejscach, w tym w Rzymie i Birmingham.

W drugiej części naszego ekskluzywnego wywiadu Hiszpan wraca wspomnieniami do okresów spędzonych w stolicy Włoch, a także – już niedawno – w Anglii, opowiadając również o głośnych transferach. Przeczytaj pierwszą część tutaj.

Monchi, dlaczego odszedłeś z Aston Villi?

Wszyscy zgodziliśmy się, że po dwóch bardzo udanych latach – zarówno sportowo, jak i finansowo – kolejnym krokiem dla klubu powinno być umocnienie pozycji wśród najlepszych. Wspólnie uznaliśmy, że po znaczącym wysiłku być może potrzebne są nowe twarze, a ja mogę poszukać nowych wyzwań. W atmosferze porozumienia, szacunku i kultury uznaliśmy, że to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.

Jak osobiście żyło ci się w Birmingham? Bo to zupełnie inne miejsce niż Sewilla w Andaluzji.

Tak, oczywiście są różnice, głównie klimatyczne, ale to miasto przyjęło mnie bardzo dobrze i spędziłem tam dwa i pół wspaniałego roku. Myślę, że miało na to wpływ także to, że były to bardzo udane lata pod względem sportowym, więc nastrój i wszystko wokół było bardziej pozytywne. Mieszkałem w centrum, na St. Paul's Square, stosunkowo niedaleko Bodymore, czyli ośrodka sportowego. Oczywiście tęskniłem za Hiszpanią, Sewillą, a zwłaszcza za San Fernando. Ale żyło mi się tam naprawdę dobrze. To miasto, które bardzo dobrze mnie przyjęło i mam z nim bardzo miłe wspomnienia.

Jako osoba rozpoznawalna, odczułeś różnicę między życiem w Birmingham a w Hiszpanii? Mam na myśli prywatność.

Tak, życie w Birmingham, jeśli chodzi o prywatność, którą traci się będąc osobą publiczną, jest idealne, bo – jak mówię – mogłem tam wychodzić na ulicę praktycznie nie będąc rozpoznawanym. Z czasem zaczęto mnie trochę częściej rozpoznawać.

Na pewno zapraszano cię tam na piwo, w pubach.

Jest różnica, oczywiście, między jednym życiem a drugim. Ale jak już wspomniałem, jestem dość kosmopolityczny, łatwo się adaptuję i nie odczułem tej zmiany poza pojedynczymi momentami, kiedy musiałem zaakceptować, że 20 sierpnia może być 10 stopni, a nie 45.

Villa, w której szefem jest Unai Emery

W Aston Villa po raz drugi współpracowałeś z Unaiem Emerym, bo wcześniej pracowaliście razem w Sevilli. Jak porównujesz te dwa okresy?

Na płaszczyźnie osobistej praktycznie nic się nie zmieniło. Oboje jesteśmy bardzo wymagający, nerwowi, intensywni. Zawodowo relacja była już trochę inna, bo w Sevilli hierarchicznie byłem nad nim. W Birmingham to on kierował działem sportowym. Jeśli chodzi o dojrzałość Unaia, zauważyłem, że jest znacznie dojrzalszy taktycznie i technicznie. Myślę, że – jak każdy – Unai się rozwinął i jest teraz bardziej dojrzałym trenerem.

Czy zauważyłeś różnicę między pracą w Premier League a w Hiszpanii, w LaLiga, jako dyrektor sportowy, na przykład w strukturze klubu?

Tak, to zupełnie inny świat, zwłaszcza w modelu Aston Villi, gdzie trener jest na szczycie piramidy i odpowiada za klub pod względem sportowym. Oczywiście jest jeszcze właściciel. Tego w Hiszpanii raczej nie ma. W Anglii rola dyrektora sportowego jest dużo mniej widoczna, co pozwala pracować spokojniej. Nie ma się takiej ekspozycji jak w Sevilli czy Romie. Kontakt z mediami jest też bardziej ograniczony. Praktycznie nie udzielałem tam wywiadów, to nie jest codzienność, że ktoś dzwoni. Wszystko jest bardziej w tle, spokojniejsze, co daje więcej czasu i mniej presji. Premier League to model, z którego powinna czerpać także LaLiga. W tym tkwi jej sukces. To była inna, ale bardzo ciekawa przygoda zawodowa.

Domyślam się, że częściej kontaktowały się z tobą media z Hiszpanii niż z Anglii.

Tak, kontakt był częstszy. Ale, jak mówiłem, potrafiłem z tym żyć bez żadnego problemu.

Latem dużo mówiło się o Olliem Watkinsie i zainteresowaniu ze strony Arsenalu oraz Manchesteru United. Czy było w tym coś na rzeczy, czy to tylko plotki?

W styczniowym oknie transferowym Arsenal faktycznie interesował się Watkinsem. Latem nie było żadnej oficjalnej oferty. W ciągu prawie trzech miesięcy letniego okna, bo rynki otwierają się coraz wcześniej, pojawia się mnóstwo plotek, i to nie tylko o Olliem. Także o Morganie Rogersie, Mattym Cashu, Konsie, McGinnie, o wszystkich, bo w tak szerokim rynku, w drużynie z tyloma dobrymi piłkarzami po dwóch świetnych sezonach, plotki są nieuniknione, ale nie było żadnych oficjalnych ofert.

Wspomniałeś Morgana Rogersa, chłopaka, którego sprowadziliście za niewielkie pieniądze, a dziś jest wart znacznie więcej. Co w nim dostrzegliście?

To był efekt wielu czynników. To transfer, który był wspólną decyzją zarządu i sztabu szkoleniowego. Mieliśmy już dobre raporty o Morganie. Graliśmy przeciwko niemu w Pucharze Anglii, Unai go wtedy obserwował – zarówno przed, jak i w trakcie meczu. Uznaliśmy, że to profil, który pasuje do Anglii: młody, lokalny zawodnik, o bardzo dobrych warunkach fizycznych, ale też technicznych. Widzieliśmy w nim potencjał, choć szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się aż takiego rozwoju. Wierzyliśmy, że będzie z niego piłkarz, ale wszyscy zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni.

A po pierwszym treningu? Pomyślałeś: 'może się pomyliliśmy'?

Nie, jestem bardzo cierpliwy. Mam doświadczenie jako piłkarz i wiem, że czasem trzeba zachować spokój, bo adaptacja może przebiegać szybciej lub wolniej. Trzeba zrozumieć, czego trener oczekuje na treningach i na boisku. Trzeba być cierpliwym, zwłaszcza jeśli jesteś przekonany do zawodnika, bo widziałeś go w akcji.

Rozmowa z Monchim w formacie video, napisy po angielsku dostępne w ustawieniach
Flashscore

Jak przekonać Rashforda i Asensio

Podczas pracy w Aston Villi udało ci się sprowadzić Marcusa Rashforda, a dziś Anglik gra w Barcelonie. Co było kluczowe, by go przekonać?

Kluczowy był Unai. Gdy rozmawiał z Marcusem, powiedział mu: 'Marcus, jestem do ciebie przekonany. Damy ci szansę gry w Premier League'. Potrafił przekazać mu wszystko, czego Marcus potrzebował usłyszeć. Najważniejsze, że to się sprawdziło. Marcus to zawodnik o znakomitych umiejętnościach technicznych i fizycznych, piłkarz z najwyższej półki.

Monchi
MonchiCRISTINA QUICLER / AFP

Marco Asensio był drugim dużym zimowym transferem. Chciałbym też wiedzieć, jak go przekonaliście i co było kluczem do jego sukcesu w Villa. Czy zaliczasz go do najlepszych transferów w swojej karierze?

W przypadku Marco było podobnie jak z Rashfordem. To piłkarz, którego Unai zawsze chciał mieć, zresztą zanim przyszedłem do klubu, byli już blisko porozumienia, zanim odszedł do Paris Saint-Germain. To profil zawodnika, który bardzo odpowiada Unaiowi – typowa 'dziesiątka', która potrafi grać między liniami, łączyć drużynę, ma podanie, potrafi strzelać gole. Myślę, że tym go przekonaliśmy. Dla mnie to piłkarz bardzo wysokiej klasy. Nie wiem, czy umieściłbym go na samym szczycie, ale to jeden z najbardziej utalentowanych zawodników, z jakimi miałem okazję pracować.

Monchi, wszyscy wiemy, że w Premier League jest więcej pieniędzy niż w LaLiga. Jak porównasz te dwie ligi pod względem strategii transferowych i skautingu?

Dziś uważam, że angielska piłka bardzo się rozwinęła. Zawsze miała przewagę finansową, bo Premier League to rozgrywki śledzone na całym świecie, generujące ogromne pieniądze z różnych źródeł: sponsorów, reklamy, marketingu, praw telewizyjnych. Angielskie kluby do tego dołożyły strukturę sportową. Wcześniej tego brakowało, a teraz, dzięki nowym inwestorom – zwłaszcza zagranicznym, Amerykanom, Azjatom, a w naszym przypadku nawet Afrykanom – to się zmieniło. Do tego doszła rozbudowa infrastruktury zarządzania sportowego, przetwarzania danych, co pozwala takim klubom jak Brighton, Bournemouth czy Brentford dokonywać transferów na bardzo wysokim poziomie.

Tak, to bardzo trudne do osiągnięcia w Hiszpanii.

Nie, w Hiszpanii też są dobre struktury, ale może brakuje tego kapitału czy możliwości inwestycyjnych.

Czas Monchiego w Rzymie

Czego zabrakło w Romie, by ten klub stał się twoim projektem i urósł?

Być może z mojej strony zabrakło lepszego poznania specyfiki Romy, choć często, gdy mówi się o Romie i Monchim, te dwa lata postrzega się negatywnie. W pierwszym roku (drużyna) zajęła trzecie miejsce i grała w półfinale Ligi Mistrzów. W drugim, gdy odchodziłem, byliśmy na piątym miejscu, więc nie było tak źle. W dwóch oknach transferowych musieliśmy sprzedać wszystkich kluczowych zawodników z powodów finansowych. Może faktycznie nie znałem tej specyfiki wystarczająco dobrze. Myślę też, że Romie zabrakło trochę cierpliwości, co często się tam zdarza. Z Rzymu mam jednak same dobre wspomnienia, bo to były dwa świetne lata. To był mój pierwszy wyjazd z Sewilli i bardzo mi się podobało, zwłaszcza w pierwszym roku. To był znakomity sezon. Podkreślam, po sprzedaży Salaha, Rudigera i Paredesa, czyli po oddaniu kluczowych piłkarzy, zająć trzecie miejsce i dojść do półfinału Ligi Mistrzów to ogromny sukces.

Monchi o etapie w AS Roma.
Monchi o etapie w AS Roma.Opta / CRISTINA QUICLER / AFP

A z perspektywy czasu, jak oceniasz sprzedaż Salaha? To był dobry czy zły ruch?

To była konieczność. Gdy tam przyszedłem, Salah był praktycznie sprzedany za 33 miliony euro plus trzy miliony bonusu. Ostatecznie sprzedano go za 55, ale już wcześniej klub był dogadany z zawodnikiem. Chciał odejść, a my mogliśmy jedynie wynegocjować lepszą cenę. Trzeba zrozumieć tamten moment – sprzedaż Salaha miała miejsce przed transferem Dembele, przed całą eksplozją rynku z szalonymi kwotami. Praktycznie wszystko było już ustalone między Romą a Liverpoolem. Naszym zadaniem było wycisnąć jak najwięcej, bo zawodnik już podjął decyzję o odejściu.

Pobiłeś rekord, sprowadzając Patrika Schicka. Co w nim dostrzegłeś?

To, co pokazuje do dziś: potrafi grać i strzelać gole. Tego oczekuje się od napastnika, prawda? Może wtedy był jeszcze za młody, ciążyła na nim duża presja, bo kosztował sporo. Ale nadal uważam, że Patrik to znakomity piłkarz i za każdym razem, gdy Leverkusen gra i on strzela, widzę Schicka. Nie wiem, ile już tych bramek zdobył. To zawodnik, który po prostu ma dar do strzelania goli.

Śledzisz losy zawodników, których sprowadziłeś?

Tak, zawsze lubię sprawdzać, jak sobie radzą, bo do takich piłkarzy człowiek się przywiązuje.

Justin Kluivert – nie sądzisz, że trafił do Romy zbyt wcześnie?

To chyba podobna sytuacja jak z Patrikiem czy Cengizem. Under też przyszedł bardzo młody, a czas pokazał... spójrz, co teraz robi w Premier League w Bournemouth, miał znakomity sezon. To piłkarz o dużych umiejętnościach, ale może ciężar Romy... Dlatego mówiłem wcześniej, że dziś lepiej rozumiem specyfikę tego klubu. Może profil transferów powinien być wtedy inny.

Ale widziałeś już wtedy te cechy, które pokazuje dziś?

Justin to zawodnik z mocnym uderzeniem, świetnie grający między liniami. W pojedynkach jeden na jeden potrafi się wyróżnić, co pokazuje teraz w Premiership w Bournemouth, które ma za sobą znakomity sezon, a on jest tam ważną postacią.

Ostateczny test: najtrudniejsze negocjacje, najlepszy transfer, największe rozczarowanie

Kto był najtrudniejszym negocjatorem?

Było ich wielu. Zawsze powtarzam, że Daniel Levy to chyba najtwardszy negocjator. Tottenham to zawsze był trudny klub, ale ogólnie spotyka się bardzo kompetentnych ludzi, z wieloma argumentami, i to nie są łatwe rozmowy.

Trzy najlepsze transfery w twojej karierze? Podejmiesz się wskazania?

Idealny transfer to Daniel Alves. Odkrycie zawodnika praktycznie znikąd, jego adaptacja, rozwój, zdobywanie trofeów i późniejsza sprzedaż z ogromnym zyskiem – to wszystko sprawia, że stawiam na Daniela. Potem jest wielu innych. Morgan Rogers, żeby wymienić jednego z ostatnich, ale można też mówić o Fabiano, Kanoute, Gameiro, Bacce, Diego Carlosie. Jest wielu, których warto wymienić.

Czy były gwiazdy, które prawie sprowadziłeś, ale transfer nie doszedł do skutku?

Tak, opowiadałem już o słynnym niedoszłym transferze Robina van Persiego, którego praktycznie już mieliśmy. Byłem w Rotterdamie, żeby wszystko dopiąć, ale w ostatniej chwili pojawił się Arsenal i odebrał nam go sprzed nosa. Wtedy nie był jeszcze tak znany, więc rozczarowanie było duże, ale nie aż tak ogromne. Patrząc na jego karierę, żal jest jeszcze większy. Ale tak bywa. Powiem też, że jednym z transferów, które uświadomiły mi, że Sevilla wchodzi na wyższy poziom, był Christian Poulsen, bo był już praktycznie dogadany z Milanem, a w ostatniej chwili udało nam się go przechwycić. Wtedy zrozumiałem, że robimy coś dobrze, skoro potrafimy odebrać piłkarza Milanowi.

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen