Po niesamowitym pierwszym półfinale Barcy i Atletico (4:4 w Barcelonie) i nie mniej szalonym wtorkowym meczu Realu Madryt (4:4 z Sociedad) apetyty w środowy wieczór były z pewnością rozbudzone. Zresztą, wystarczy spojrzeć na stawkę pojedynku: albo w finale Copa del Rey zobaczymy derby Madrytu, albo El Clasico.
Sprawdź szczegóły meczu Atletico – Barcelona

Nic dziwnego, że atmosfera na Metropolitano była elektryczna od pierwszych minut. Kibiców miejscowych musiały zacząć martwić niezłe pierwsze minuty Dumy Katalonii, która miała parę okazji. Jednak to nie akcja podbramkowa mogła zmienić bieg meczu, lecz wejście Azpilicuety na ścięgno Achillesa Raphinhy. Początkowo sędzia pokazał mu żółtą kartkę, ale VAR przyzwał go do ekranu i… nie zmienił decyzji. Upiekło się, to była wyraźna „pomarańczowa” kartka.
Barca miała zdecydowanie lepszy rytm gry, podczas gdy podopieczni Diego Simeone byli skupieni na wybijaniu gości z tegoż rytmu, niewiele oferując swoim kibicom w ofensywie. W 19. minucie obrona blokowała mocny strzał Ferrana Torresa, który zaczął zamiast Roberta Lewandowskiego. Ale kilka minut później Hiszpan okazał się już nie do zatrzymania, gdy wspaniałe penetrujące podanie posłał mu Lamine Yamal i piłkę wystarczyło trącić poza zasięgiem Juana Musso.
Nawet, gdy Barcelonie brakowało jakości, Atleti miewali problemy z oddaleniem gry od swojej tercji defensywnej. W 30. minucie nieporadność obrońców pozwoliła zawodnikom gości oddać dwa strzały, desperacko blokowane. Po 10 minutach Raphinha wparował w pole karne z lewej i szukał bliższego słupka. Musso prawą stopą zatrzymał piłkę i do przerwy konkretów więcej nie było.
Atletico zgasiło Barcę, ale samo też nie odpaliło
Tuż po zmianie stron poważny test przeszedł Wojciech Szczęsny. Zdał go śpiewająco, ale nawet w razie błędu spalony przy strzale Griezmanna by go uratował. Chwilę później, w 52. minucie Alexander Sorloth – wprowadzony w roli jokera przeciwko swojej ulubionej ofierze – upolował tylko boczną siatkę. Po kilku zrywach gospodarzy oglądaliśmy okres brzydszej gry, by trybuny wybuchły w końcu radością w 68. minucie. Wówczas Sorloth wpakował mocnym strzałem piłkę do siatki Szczęsnemu, ale liniowy zgasił entuzjazm strzelca i widzów – spalony był znaczący.
U wejście w ostatni kwadrans czas Ferrana dobiegł końca, a swoje 15 minut otrzymał wreszcie Robert Lewandowski, który miał podnieść ofensywny potencjał Dumy Katalonii. Polak był częścią groźnego ataku trzech na dwóch, który Barca wyprowadziła w 83. minucie, tyle że Yamal nie szukał ani Lewego, ani Raphinhy, a próba kończenia samodzielnie nic nie dała. To nie było widowisko, na jakie liczyli kibice obu zespołów, a emocje utrzymywał głównie wynik. Sęk w tym, że Atleti wchodzili w 90. minutę z zerem po stronie strzałów celnych (jedyna interwencja Szczęsnego była po spalonym), a w ten sposób trudno odrobić najskromniejszą nawet stratę.
Nawet wprowadzenie Musso w pole karne Barcy na prawie minutę (!) nie przyniosło efektów. Wybicie Pedriego zakończyło dwumecz, w którym Barcelona zapewniła sobie wielki finał przeciwko Realowi Madryt. 26 kwietnia na Estadio La Cartuja zobaczymy pojedynek gigantów hiszpańskiej (i światowej) piłki.
