W odróżnieniu od Interu, prowadzące w tabeli Serie A Napoli nie musiało w piątkową noc oglądać się na nikogo i wystarczyło im nie stracić punktów z Cagliari. Rywale, choć od dekad marzą o odwecie na Napoli za stare grzechy, musieliby wspiąć się na wyżyny, by zatrzymać Azzurrich w marszu po tytuł.
Sprawdź szczegóły meczu Napoli – Cagliari

McTominay znów nieodzowny
Gospodarze, przy akompaniamencie pulsującego Stadio Maradona, od pierwszych minut kompletnie zdominowali swoich przeciwników i szukali otwarcia wyniku. Sardyńczycy chwilami przypominali – wybaczcie metaforę – sardynki stłoczone we własnym polu karnym, broniąc światła bramki. Jakby obstawili scenariusz wytrwania bez goli przez 90 minut.
Już w 5. minucie Giacomo Raspadori był bliski szczęścia, strzelając nieznacznie obok dalszego słupka. Po kolejnych pięciu minutach Billy Gilmour jako kolejny próbował szczęścia, ale świetnie bronił Alen Sherri, który po potężnym strzale Rrahmaniego znów imponował refleksem. Z kolei dobitka McTominaya została zablokowana.
Blokowany był też Romelu Lukaku i dopiero spięcie w środku pola w okolicach 30. minuty dało Cagliari chwilę oddechu. Dwie żmudne analizy VAR (bez konsekwencji) ostudziły emocję, choć zwiększyły niepokój gospodarzy: wciąż nie mieli nic na tablicy wyników, a Inter wyprzedził ich w wirtualnej tabeli po golu w Como.
Bardzo bliski uradowania tłumów w Neapolu był w 39. minucie Leonardo Spinazzola, lecz i jego Cagliari zatrzymało. Przetrwanie połowy meczu wydawało się kwestią paru minut, gdy wrzutka Matteo Politano z prawej flanki odnalazła doskonale antycypującego Scotta McTominaya, a ten efektownymi nożycami przełamał impas i stadion oszalał. Fajerwerki wybuchły na trybunach i ulicach wokół areny, więc doliczony czas upłynął w chmurach dymu, pośród głośnych śpiewów.
Lukaku dobił przyjezdnych po przerwie
Cagliari przez całą pierwszą połowę ani razu nie zawędrowało pod bramkę Mereta, dlatego widownia w Neapolu świętowała Scudetto już po pierwszym golu. A gdy przyjezdni z Sardynii spróbowali bardziej się otworzyć, momentalnie zapłacili bardzo wysoką cenę. Długi przerzut z okolic pola karnego Napoli dotarł do osamotnionego Romelu Lukaku, który minął Jerry’ego Minę i nic nie robił sobie z goniącego go Adopo, by ostrą piłką po ziemi po raz drugi pokonać Sherriego.
O odrobieniu dwóch goli mowy nie było, neapolitańczycy trzymali mecz "za kark" i jedynej zmiany wyniku można było się spodziewać po ich stronie. Kolejne próby Lukaku czy Davida Neresa były blokowane już w atmosferze święta, która towarzyszyła zresztą zmianom. Gdy Big Rom schodził z boiska na kwadrans przed końcem, był żegnany jak król, a przy kolejnych zmianach strażacy musieli zbierać pirotechnikę lądującą na bieżni lekkoatletycznej.
W kotle Stadio Maradona więcej działo się na trybunach niż boisku, bowiem kolejne próby Cagliari na gola kontaktowego rozbijały się przed polem karnym i tylko zegar wstrzymywał prawdziwą erupcję radości pod Wezuwiuszem. Sygnalizację pięciu doliczonych minut przywitały gwizdy. Po chwili zmieniły się w śpiew, gdy ostatni gwizdek wybrzmiał, pieczętując czwarty tytuł Napoli.
