Juventus – AS Roma (sobota, 20:45)
Pod nieobecność głównych konkurentów Roma i Juventus mogą namieszać w ciasnej czołówce Serie A. Wygrana Giallorossich zrównałaby ich punktami z pierwszym Interem, zaś komplet punktów Juve pozwoliłby im trzymać się tuż za plecami pierwszej czwórki.
Sęk w tym, że żadna z tych drużyn nie wygrała ich bezpośredniego starcia od dwóch lat. Remisy prześladują starcia Juve z Romą w ostatnich latach i takiego scenariusza nikt w sobotę nie chce: dla Starej Damy remis to ryzyko wyprzedzenia przez Bolognę i cementowania czołówki na czterech pierwszych miejscach. Dla Romy byłaby to trzecia strata punktów w ostatnich czterech meczach. To zwiastuje mecz o pełną stawkę, nawet jeśli w nie zawsze ekscytujących realiach taktycznej Serie A.
Według bukmacherów Juve jest zdecydowanym faworytem, choć… zdobyło na własnym stadionie tyle samo punktów, co Roma na wyjazdach. My w sobotę szczególną uwagę będziemy zwracać na ławki rezerwowych. W końcu z jednej ma wejść Arkadiusz Milik, a z drugiej – miejmy nadzieję – ruszy się Jan Ziółkowski. A to dodaje przyjemnego, polskiego posmaku włoskiemu klasykowi.

Tottenham - Liverpool (sobota, 18:30)
Skoro jest to spotkanie drużyn grających w Lidze Mistrzów, a także członków słynnego BIG6, czyli sześciu topowych zespołów w Anglii, to można zakładać, że to prawowity hit przedświątecznej kolejki. Tymczasem prawda jest nieco inna, bo obie ekipy znajdują się w naprawdę głębokich kryzysach i są daleko od walki o najwyższe cele. To jednak sprawia, że jeszcze bardziej będą chciałby zdobyć punkty w bezpośredniej rywalizacji, a ewentualna porażka tylko pogłębi kryzys.
Spurs po świetnym początku sezonu stali się pod wodzą Thomasa Franka ligowym średniakiem, który przed tygodniem przegrał 0:3 z Nottingham. Obecnie zajmują 11. miejsce w tabeli, ale w razie niepowodzenia mogą spaść na jeszcze dalsze lokaty, ponieważ za nimi czają się Bournemouth czy Brentford, które mają w tej kolejce teoretycznie łatwiejsze mecze. Kogutom wybitnie źle idzie w tym sezonie przed własnymi kibicami, więc na pewno będą chcieli udowodnić im, że potrafią pokonać mistrza Anglii.
Liverpool jest na siódmej lokacie, ale na Anfield raczej nie powinni patrzeć w dół tabeli i sprawdzać jakie drużyny mogą ich wyprzedzić, tylko powinni skupić się na wygrywaniu swoich meczów i pięciu się w górę ligowej klasyfikacji. Na ten moment tracą aż siedem punktów do trzeciej Aston Villi i ewentualna strata punktów w Londynie na pewno nie poprawi ich sytuacji. Motywacji podopiecznym Arne Slota nie powinno więc brakować.

Villarreal – Barcelona (niedziela, 16:15)
W minionych trzech latach między tymi zespołami utrzymywała się tylko jedna prawidłowość: przyjezdni wywożą zwycięstwo. Barca wygrała wszystkie trzy mecze na Estadio Ceramica od początku 2023 roku, jednocześnie przegrywając każdy mecz u siebie. Nic więc dziwnego, że obrońcy trofeum i liderzy tabeli są uznawani za bardzo silnego faworyta.
Na ich drodze staje jednak Żółta Łódź Podwodna, która spisuje się wybitnie na własnym boisku. Z możliwych do zdobycia 24 punktów w LaLiga zgarnęła dotąd 22 i pozostaje niepokonana. Możemy być pewni, że w niedzielę Villarreal zrobi wszystko, by Blaugrana wróciła na tarczy. Gospodarze pożegnali się już z Ligą Mistrzów, zaliczyli też poważną wpadkę w Copa del Rey, dlatego walka na ligowym froncie tylko zyskuje na znaczeniu.
Tym razem mecz Dumy Katalonii nie zwiastuje wielkich wątków polskich. Wojciech Szczęsny już ustąpił miejsca Joanowi Garcii (a ostatnio nawet Ter Stegenowi i czas pokaże, na ile to trwały trend), z kolei Robert Lewandowski wraca do pełni sprawności po drobnym urazie i jeśli go zobaczymy, to raczej w ograniczonym zakresie czasowym.
