Choć pogoda w Monzy była wyjątkowo korzystna, to fatalna sytuacja drużyny ponownie oznaczała świecące pustkami trybuny, za wyjątkiem łuków zapełnionych fanatykami obu zespołów. Bliskość obu miast sprawiła, że z Turynu przyjechały tysiące fanów i to oni mogli spodziewać się korzystnego wyniku.
Sprawdź szczegóły meczu Monza - Torino
Jedna z pierwszych okazji przyszła po 11 minutach, gdy Cesare Casadei głową testował Turatiego. Golkiper Monzy nie miał problemów z obroną i na długo był to jedyny celny strzał w całym meczu. Przyjezdni wydawali się przeświadczeni, że „w końcu coś wpadnie” i długo nie generowali większego napięcia. Za część zrywów odpowiadał Sebastian Walukiewicz, który od początku szukał wpływu na ofensywę swojego zespołu wejściami skrzydłem.

Gospodarzom serca mogły zabić mocniej w 18. minucie, kiedy groźny diagonalny strzał Keity Balde nieznacznie minął słupek bramki Torino. Jedno z pierwszych poważniejszych ostrzeżeń dla defensywy gospodarzy przyszło ze strony Walukiewicza, który dostał piłkę przed bramką, ale źle uderzył i oddał ją w ręce golkipera Monzy. Z kolei Kyriakopoulos jako pierwszy celnie uderzał na bramkę Vanji Milinkovicia-Savicia, ale nie takie rzeczy Serb bronił. Otwarcie wyniku przyszło wreszcie w 41. minucie, gdy Lazaro z prawej dograł do Eljifa Elmasa, a ten na wprost bramki się nie pomylił. Obaj wykonali zadanie wzorcowo, korzystając ze zbyt dużej ilości miejsca zostawionego przez Monzę.
Po przerwie sytuacja nie zmieniała się i Cesare Casadei był o włos od podwojenia prowadzenia już w 50. minucie. Uderzył pod poprzeczkę, ale Turati wygiął się i sparował piłkę poza światło bramki. Doczekaliśmy się widoku Kacpra Urbańskiego, wprowadzonego w 57. minucie, tyle że ponownie jego wpływ na mecz okazał się nieznaczny, skończył się na jednym niecelnym strzale i kilkunastu celnych podaniach. Za to Casadei doczekał się gola po nieudanych próbach, gdy w 66. minucie dopadł do piłki trzy metry przed bramką i huknął od poprzeczki.
To w praktyce zamknęło kwestię wyniku, ponieważ Monza nie miała kompletnie energii, by taki wynik odwrócić. Ostatni powiew nadziei wniósł Patrick Ciurria, który wszedł na ostatnie 20 minut i niemal natychmiast oddał najgroźniejsze uderzenie gospodarzy, zmuszając golkipera Torino do dużego wysiłku. Vanja obronił się i już bez zagrożenia dotrwał do końca meczu.
