Goście od początku byli lepszym zespołem, popełniali mniej błędów, a Emil Nielsen w bramce odbił 12 rzutów gospodarzy, czym zapracował na miano MVP spotkania.
Bilety na spotkanie 6. kolejki zostały wyprzedane w poniedziałek, a w kolejnych dniach przed meczem były najbardziej pożądanym towarem w mieście. Kibice bardzo chcieli przekonać się na żywo, czy świetna passa Orlen Wisły będzie trwała także po czwartkowym pojedynku.
Płocczanie przed tygodniem pokonali PSG 35:32, a w niedzielę Industrię Kielce 32:27. Marzeniem było zwycięstwo nad Barceloną.
Obie drużyny spotkały się w Lidze Mistrzów osiem razy. Tylko raz, w 2014, zwycięstwo świętowali zawodnicy Orlen Wisły. Pozostałych siedem pojedynków – przegrali.
Mimo statystyk, kibice powitali drużynę Dumy Katalonii przyśpiewką: "nawet wielka Barcelona, naszej Wisły nie pokona". Tekst trzeba było zweryfikować już po pierwszej połowie.
Mecz tygodnia rozpoczął się od gola w 1. min. Diki Mema, a w kolejnych akcjach płocczanie nie mogli się wstrzelić w bramkę, w której stanął najlepszy bramkarz świata Emil Nielsen. Nie udało mu się powstrzymać Melvyna Richardsona wykorzystującego rzut karny, a po bramce Zoltana Szity, w 4. min., na tablicy był remis 2:2. Potem był remis 3:3, a Orlen Wisła robiła wszystko, by nie pozwalać rywalom na wypracowanie przewagi.
Ale nie było to proste. W 7. min. goście prowadzili 5:3, a w 11. – był ponownie remis 6:6. Dzięki obronom Nielsena, piłkarze Barcelony po kwadransie gry prowadzili jednak 9:6.
Przy stanie 6:10 w 16. min., trener Xavi Sabate po raz pierwszy poprosił o przerwę w grze. Orlen Wisła wyprowadziła wynik na 8:10, ale wystarczyła chwila, by znowu Barcelona prowadziła czterema golami. Taką różnicę utrzymała do 24. min., a wtedy Carlos Ortega zaprosił swoich podopiecznych na rozmowę. Po powrocie na parkiet goście się rozstrzelali i przed zejściem do szatni mieli na swoim koncie 7 bramek przewagi (16:9) i to tylko dlatego, że Ludovic Fabregas w ostatniej akcji fatalnie przestrzelił.
Po przerwie, najpierw wynik podwyższył Dika Mem, a potem Nielsena pokonali: Michał Daszek i Zoltan Szita. To był świetny okres Bergeruda, który odbijał naprawdę trudne piłki. Ale kiedy nie rzuca goli i błędy popełnia Richardson, o zwycięstwo bardzo trudno.
W 37. min., przy stanie 11:20, trener Sabate ponownie poprosił o czas, choć trudno było o zmianę stylu gry. Goście kontrolowali przebieg meczu, wiedzieli jak zatrzymać Gergo Fazekasa i Mitię Janca, najskuteczniejszych piłkarzy ostatnich spotkań, a Richardson grał po prostu słabo.
W 40. min. spotkania goście wypracowali sobie już 10-bramkową przewagę (13:23) i starali się ją utrzymać.
W płockiej drużynie można było liczyć głównie na Mihę Zarabca, który rzucił kolejne bramki, od 13. do 17., ale to nie poprawiło sytuacji gospodarzy, bo na każdego gola Słoweńca odpowiadali goście, głównie Aleix Gomez, który był autorem goli od 22. do 26.
W 47. min. na tablicy był wynik 19:28, a w 51. min., gospodarze zmniejszyli rozmiary porażki do wyniku 21:28. I kiedy wydawało się, że Orlen Wisła wróciła do gry, Blaż Janc rzucił 29. bramkę, a Richardson po raz kolejny chybił. Za chwilę po golu Domena Makuca, była znowu 9-bramkowa przewaga gości 21:30, a w 54. min. już 21:31. Jeszcze większą przewagę Barcelona wypracowała sobie w 56. min., kiedy było 22:33.
Dziesięć sekund przed końcowym gwizdkiem Ortega poprosił o czas, ale płoccy zawodnicy nawet nie zeszli do swojego szkoleniowca.
Goście wygrali pojedynek w Płocku wysoko, potwierdzili swoją pozycję wicelidera w grupie B, a Orlen Wisła pozostała na trzecim miejscu w tabeli.
Mecz 7. kolejki Orlen Wisła zagra za tydzień, tym razem na wyjedzie. Przeciwnikiem płocczan 13 listopada o godz. 20.45 będzie ponownie Barcelona.
