Pozycje rankingowe mogły sugerować, że Magdalena Fręch (26. WTA) znajduje się w wymarzonej pozycji do pokonania Markety Vondrousovej (96. WTA) za trzecim podejściem. Tyle że Czeszka po zeszłorocznej kontuzji wraca do coraz wyższej dyspozycji i to ona niezmiennie była faworytką w turnieju, którego była już finalistką.
Sprawdź szczegóły meczu Fręch - Vondrousova
Pierwszy set bez gema i historii
Potwierdziła to przy pierwszych piłkach, narzucając Polce swój styl od początku, wymuszając błędy i przełamując w parę minut od rozpoczęcia. Vondrousova doskonale mieszała zagrania, zmieniała rytm, a przede wszystkim była do bólu precyzyjna, co gasiło grę Polki, która w żadnym gemie nie była w stanie ugrać więcej niż punkt.
25-latka łamała łodziankę dropszotami, minięciami, slajsami, a gdzie nie dawała rady, tam niewymuszone błędy Fręch przychodziły z pomocą. Gdy Vondrousova obijała linię jakby to była najprostsza rzecz na świecie, Polka wyrzucała piłkę raz za razem i takim właśnie niedużym autem zakończyła seta przy przytłaczającym wyniku 0:6 po niecałych 25 minutach.
Wytrwałość Polki dała efekt w drugim secie
Pierwsze punkty drugiego seta też uciekły Fręch, ale zdołała z 0:30 wyjść na 40:30 i mocnym serwisem nie pozwoliła na skuteczną odpowiedź, w końcu wygrywając gema. Obraz gry Polki był zupełnie inny – urosła w oczach, szybciej podejmowała decyzje i była agresywna, w końcu stawiając Vondrousovą pod dużą presją. To zaowocowało wyższym poziomem meczu, dłuższymi wymianami, a fantastyczny return dał 2:0 dla łodzianki.
Niestety, trzeci gem przyniósł kolejną słabszą chwilę Fręch w najmniej odpowiednim momencie i Czeszka odrobiła stratę. Na szczęście łodzianka nie dała się wybić z rytmu i nawet odepchnięta od linii nie dała wytchnienia rywalce, zdobywając kolejne przełamanie. Szczególnie żal piątego gema, w którym trzykrotnie Polka mogła uciec na 4:1, tymczasem Czeszce udało się ponownie odrobić stratę i wyrównać na 3:3.
Dwa kolejne gemy zgarnęły serwujące i sądny mógł być ten dziewiąty. Polka miała kłopot z obroną serwisu, a break point dla Vondrousovej skończył się najlepszą wymianą spotkania, w której Fręch długim lobem wykończyła przeciwniczkę. Obroniła się nie gorzej pod siatką, a Marketa jakby opadała z sił. Bardzo poważnymi błędami oddała trzy break pointy na wagę seta, a kolejnym zakończyła partię wygraną Polki 6:4.
Wygrana była w zasięgu, ale Vondrousova przetrwała
Gdy łodziance wyraźnie rosły skrzydła, u prażanki były podcięte, choć nie przetrącone. Fręch na sucho wzięła swojego gema i tylko udanymi akcjami przy siatce Vondrousova uratowała się przed przełamaniem. Długie wymiany, choć Polka nie prowadziła ich idealnie, wydawały się wyniszczać Czeszkę i próbowała od nich uciekać, ze zmiennym szczęściem. Przetrwała gema na 2:2, ale popełniała coraz większe błędy.
Oddech dała jej nieoczekiwanie łodzianka, która dwoma błędami podwójnymi ułatwiła przełamanie, a później także nie utrudniła obrony podania. Z wynikiem 2:4 sytuacja stała się trudna i 27-latka musiała złapać równowagę. Pomogła jej w tym wspaniała obrona przed lobem rywalki, a później skrót na 3:4. Czeszka obroniła się i znalazła o włos od zwycięstwa również dzięki złym decyzjom Polki, której zmęczenie też dawało się we znaki. Przy swoim serwisie znalazła się w sytuacji 15:40 i musiała bronić dwa meczbole. Przy drugim wysoki lob Czeszki okazał się ostatnim ciosem meczu.
Z jednej strony cieszy, że Polka ponownie umiała podnieść się w skrajnie trudnej sytuacji i wrócić do meczu. Ale smuci fakt, że na finiszu nie udało się zainkasować pierwszej wygranej z Vondrousovą, choć ta wyraźnie jechała już "na oparach". Po ponad dwóch godzinach 25-latka wygrywa 6:0, 4:6, 6:3.