Fyrstenberg spędził 10 dni w Nowym Jorku, gdzie jego podopieczny Jan Zieliński uczestniczył w wielkoszlemowej rywalizacji w grze podwójnej. Jego uwagę skupiał więc najlepszy polski deblista, ale to nie znaczy, że nie znalazł czasu na obejrzenie z trybun m.in. startującego w tej specjalności Drzewieckiego.
'Wspierałem go jak się dało, atmosfera była bardzo fajna. Zarówno Janek, jak i Karol oraz Kamil Majchrzak pokazali się z dobrej strony, więc tego Wielkiego Szlema wspominam miło i oceniam pozytywnie" - powiedział PAP były czołowy deblista globu.
Zapytany o plusy i minusy całego turnieju, Fyrstenberg zdradził, że wciąż - mimo iż tym razem nie wygrał - zaskakuje go Novak Djokovic. Polak komplementował nie najmłodszego już zawodnika, którego grę wciąż cechuje dynamika, wytrzymałość i odporność na presję. Według niego 38-letni Serb to genialny zawodnik.
"Życzę Jannikowi Sinnerowi i Carlosowi Alcarazowi, aby w jego wieku grali tak, jak on. Negatywnie zaskoczył mnie natomiast Daniił Miedwiediew, którego forma szura po podłodze w wyniku czego mocno się wścieka na korcie. Nie dziwię mu się. Byłem ciekawy, czy się troszeczkę odbije, ale ostatecznie nie dał rady" - zaznaczył.
Po stronie plusów finalista US Open z 2011 w grze podwójnej położył też m.in. występ Majchrzaka, który po heroicznym boju pokonał wyżej notowanego Karena Chaczanowa. Zwycięstwo było tym bardziej sensacyjne i imponujące, że 29-letni piotrkowianin przez sporą część meczu grał z kontuzją.
"Kolejny raz przebił ścianę i wygrał siłą woli. Dzięki temu zdobył kolejny cenny skalp. Aż ciężko w to uwierzyć, że jeszcze półtora roku temu miał 0 punktów na koncie i musiał przebijać się do tych największych turniejów. Dziś ogrywa najlepszych zawodników na świecie. Bardzo fajny wynik cieszy, podobnie jak to, że był trochę bardziej pozytywny na korcie. Należy bowiem do tych zawodników, którzy zwykle są marudni. To jednak nie znaczy, że brakuje mu czegoś w walce, bo on zawsze gryzie kort. Zatem brawo Kamil"! - chwali Fyrstenberg.
W ślady Majchrzaka poszła dwójka polskich deblistów, którzy także doszli do trzeciej rundy. Życiowy sukces osiągnął Drzewiecki, który w parze z Brytyjczykiem Marcusem Willisem ograł kilku znanych zawodników.
"W dwóch zwycięskich meczach był najlepszy na korcie. To dobry prognostyk na najbliższe lata" - uważa Fyrstenberg.
Natomiast - jak zauważył - Zieliński nie miał łatwego losowania, ale mimo to w parze z Adamem Pavlaskiem w pierwszych dwóch rundach przeciw doświadczonym i groźnym rywalom zagrał bardzo dobrze. W trzeciej rundzie Polak i Czech ulegli nieznacznie późniejszymi triumfatorom - Marcelowi Granollersowi i Horacio Zeballosowi. Dwa z trzech setów kończyły się tie-breakami, a zdaniem Fyrstenberga jedną z przyczyn porażki był kłopot z przestawieniem się na grę późnym wieczorem.
"Ogólnie występ był ok. Szkoda tylko, że Janek nie mógł pokazać się w mikście. Na ten temat i on, i ja mówimy tym samym głosem: impreza, która odbyła się w tym roku na US Open bardzo nam się podobała, ale nie powinna nazywać się Wielkim Szlemem. Był to bardziej turniej pokazowy, w którym wystąpili tylko zaproszeni zawodnicy i nie trzeba było grać eliminacji. Nazywanie tego wielkoszlemowym mikstem jakoś mi nie pasuje, bo od 1968 w tej konkurencji grali najlepsi zawodnicy według światowego rankingu. Niech sobie więc organizują taki turniej, ale nie kosztem tradycyjnej gry mieszanej. Nie muszą się obawiać, że ci sami tam nie zagrają, bo do wygrania są naprawdę fajne pieniądze" - argumentował.
Fyrstenberg podsumował także występ Polek w US Open. Magdalena Fręch osiągnęła w Nowym Jorku swój najlepszy wynik docierając do trzeciej rundy, a Iga Świątek odpadła w ćwierćfinale.
"Dziewczyny na plus i oby tak dalej. To dobitnie pokazuje, że tenis w Polsce jest obecnie na bardzo wysokim poziomie, odnosząc do przeszłości. Tylko Madzia Linette lekko na minus, ale ona się odbije, bo ma jakość gry i nie jest to zawodniczka z przypadku. Potrzebuje czasu, żeby coś się odblokowało. Choć nie będzie to proste i jest to duży orzech do zgryzienia zarówno dla niej jak i dla trenera. Jestem jednak przekonany, że prędzej czy później mecz w Wielkim Szlemie znów wygra" - wskazał.
Fyrstenberg jest już w Polsce, bo w najbliższy weekend w Gdyni jego drużyna w Pucharze Davisa zmierzy się z silną Wielką Brytanią. W składzie gości będą m.in. Cameron Norrie (34. ATP) i Jacob Fearnley (54. ATP) oraz najlepsza w tym roku na świecie para deblistów Lloyd Glasspool - Julian Cash. Pokonać Brytyjczyków będzie bardzo trudno, bo wśród biało-czerwonych zabraknie kontuzjowanych Huberta Hurkacza i Kamila Majchrzaka, a także Maksa Kaśnikowskiego, który jest na antybiotykach ze względu na zapalenie ucha. W jego miejsce powołany został zwycięzca sierpniowego turnieju Futures M25 w Poznaniu, 20-letni Fryderyk Lechno-Wasiutyński.
"Mamy ekstremalnie młodą drużynę, bo w singlu są jeszcze 21-letni Olaf Pieczkowski i 19-letni Tomasz Berkieta. Pokonać tego chyba najlepszego za mojej kadencji przeciwnika będzie bardzo ciężko, ale stać nas na niespodziankę. W Davis Cup wszystko się zdarzało i będzie się zdarzać. Można dużo ugrać puszczając w bój nasze młode, przyszłe gwiazdy, dać im pewność siebie, aby walczyli i może coś z tego będzie. Dla każdego z nich będzie to najważniejszy mecz w życiu. Będą nerwy, będzie stres, ale jest takie powiedzenie, które bardzo lubię, że „na kort w Davis Cup wchodzi chłopiec, a schodzi mężczyzna”. Mam więc nadzieję, że zagrają na dobrym poziomie, będą walczyć i dobrze się bawić. No i że zejdą z kortu jako mężczyźni" - powiedział.
Spotkanie z Brytyjczykami odbędzie się w Polsat Plus Arenie w Gdyni, która może pomieścić 5500 widzów. O komplet - z uwagi na absencję najlepszych i najbardziej znanych polskich tenisistów - będzie ciężko, ale kapitan reprezentacji liczy, że mimo wszystko kibice przyjdą wesprzeć w boju jego podopiecznych.
"Wszystkich bardzo zapraszam. Im więcej ludzi na trybunach, tym lepiej dla nas" - zakończył Fyrstenberg.