Po porażce w pierwszym meczu singlowym, na korcie w Gdyni pojawili się Olaf Pieczkowski (484. ATP) i Arthur Fery (227. ATP), który w ostatniej chwili zastąpił niedysponowanego Jacoba Fearnleya (54. ATP). Teoretycznie to ułatwienie dla Polaka, ale i tak musiał mierzyć się z dużo silniejszym rywalem.
Sprawdź szczegóły meczu Pieczkowski – Fery (Polska – Wlk. Brytania)
Pieczkowski zaczął bardzo źle – miał problem zwłaszcza z długością piłek, raz za razem wychodzących poza kort. Za to Fery był wyjątkowo trudnym rywalem przy returnie i różnicę ponad 250 lokat było widać. Polak stracił podanie w pierwszym gemie, nie miał startu w drugim, a w trzecim prowadził 40:15, by chwilę później bronić break pointa. Z pomocą przyszedł serwis i po dwóch break pointach błąd Anglika pomógł zdjąć zero z tablicy.
Dopiero w piątym gemie Pieczkowski wyraźnie górował, zamykając go na sucho. Co więcej, szybko osiągnął 40:0 przy podaniu Fery’ego i za trzecim razem zdołał przełamać. To był świetny moment, po trzecim z rzędu wygranym gemie Polak prowadził 4:3, ale w dziewiątym gemie ponownie miał kłopoty. Cudownym minięciem Pieczkowski uratował się przed przełamaniem, ale niestety kolejny break point przyniósł radość Anglika, który zamknął seta wkrótce później.
Pieczkowskiemu nie udało się wrócić do swojej najlepszej gry i na starcie drugiego seta ponownie dał się przełamać. Szukał powrotu, ale równowaga w trzecim gemie była najlepszym wynikiem, jaki długo udawało mu się ugrać.
Dopiero w szóstym gemie Fery znalazł się w sytuacji 0:40. Zareagował modelowo, broniąc trzy break pointy, po nich jeszcze dwa i zamknął gema na 4:2. Pieczkowski fizycznie wydawał się zostawać z tyłu i to jego czekała obrona przy 0:40. Zatrzymał trzy break pointy, czwartego już nie. Brytyjczyk mógł serwować po seta i nie sprawiło mu to problemu, wygrywa 6:4, 6:2.