Kibice i eksperci spodziewali się, że Magdalena Fręch po świetnym turnieju w Dubaju wycofa się z zawodów WTA 500 w San Diego i będzie przygotowywała się do zmagań w Indian Wells i Miami. 

Polka zdecydowała się jednak wystartować w San Diego, a los sprawił, że w pierwszej rundzie mierzyła się z Taylah Preston, która do turnieju przebijała się przez kwalifikacje. Pierwszy set pokazał, że nie będzie to łatwe zadanie. Od początku gemy przy serwisie Fręch były bardzo wyrównane, a  Polka straciła podanie w szóstym gemie. Szybko odłamała rywalkę, ale Taylah nie złożyła broni i ostatecznie po kolejnym przełamaniu w dziesiątym gemie, wygrała 6:4. 

Drugi set rozpoczął się od czterech okazji na przełamanie dla Fręch w pierwszym gemie, ale Australijka się wybroniła, a za moment prowadziła już 3:0. Wtedy nastąpił zryw Polki i doszła do wyniku 3:3. Ostatecznie partia zakończyła się wynikiem 6:4 dla Magdaleny, która doprowadziła do decydującej partii, która była… bardzo słaba. 

Przy stanie 1:0 dla Preston i serwisie Fręch oglądaliśmy bardzo długiego gema, w którym były aż cztery równowagi, a Australijka następnie wywalczyła pierwszego break pointa i go od razu wykorzystała. Kolejne gemy padły jej łupem i prowadziła 5:0, a ostatecznie 18-latka wygrała 6:1. Preston w kolejnej rundzie zagra z Martą Kostjuk. 

Magdalena Fręch szybko pożegnała się z turniejem w San Diego, więc wydaje się, że zdania kibiców i ekspertów nie były bezpodstawne, żeby odpuścić te zawody w Kalifornii. Fręch teraz może spokojnie przygotowywać się do Sunshine Double.