Popis Rogera Milli w 1990 roku
Wszystko zaczęło się od Kamerunu, który był pionierem wśród afrykańskich drużyn w fazie pucharowej mundialu i którego losy z 1990 roku zapisały się na zawsze na kartach historii mundiali.
Nieposkromione Lwy zaczęły turniej od sensacyjnego triumfu nad ówczesnym mistrzem świata oraz późniejszym finalistą tego mundialu - Argentyną. W drugiej kolejce Kameruńczycy przypieczętowali sobie awans do fazy pucharowej po zwycięstwie nad Rumunią 2:0, gdy obie bramki strzelał słynny Roger Milla. Porażka 0:4 ze Związkiem Radzieckim na zakończenie zmagań w grupie nie zepchnęła ich z pierwszego miejsca.
W mocno egzotycznym jak na tamte czasy starciu Kamerun w 1/8 finału podejmował Kolumbię. Milli przyszło występować na przeciwko charakterystycznego pomocnika Carlosa Valderramy oraz jeszcze bardziej wyjątkowego bramkarza - Rene Higuity. Trzy tak barwne postaci na boisku musiały zapisać się w historii. Bohaterem pozytywnym stał się Kameruńczyk, który w dogrywce wyłuskał piłkę spod nóg odważnie dryblującego bramkarza rywala i strzelił decydującą bramkę.
W 1/4 finału za mocni dla Kamerunu okazali się Anglicy, jednak zwycięstwo zapewnili sobie oni dopiero po dogrywce, a w dodatku po skutecznie wykonanym rzucie karnym przez Gary'ego Linekera. Kamerun z 1990 roku zapisał się jednak na zawsze w pamięci kibiców.
Sensacyjny Senegal w 2002 roku
Dzisiaj Lwy Terangi są mistrzem Afryki, a w ich barwach gra jeden z najlepszych piłkarzy w historii całego afrykańskiego kontynentu. Podczas mundialu w Korei i Japonii rzeczywistość była zupełnie inna, a Senegal debiutował na mistrzostwach świata. Wielką sensację sprawił już w pierwszym meczu. Wówczas turniej otwierało spotkanie obecnych mistrzów świata. I Francuzi niespodziewanie przegrali w nim 0:1 właśnie z Senegalem.
Remisy odniesione w późniejszych spotkaniach z Danią i Urugwajem pozwoliły drużynie przewodzonej na boisku przez Aliou Cisse, obecnego trenera reprezentacji Senegalu, awansować do 1/8 finału.
W meczach w fazie pucharowej bohaterem i zmorą Senegalczyków okazała się funkcjonująca wówczas zasada złotego gola. Sprawiała ona, że drużyna, która strzelała gola w dogrywce, automatycznie wygrywała spotkanie. Lwy Terangi stały się beneficjentem tego przepisu, gdy w spotkaniu ze Szwecją taką bramką popisał się Henri Camara, który zamknął mecz i wprowadził zespół do ćwierćfinału. Tam zasada ta obróciła się przeciwko nim, gdy Senegal po golu w dogrywce odpadł z Turcją.
Dramat Ghany w 2010 roku
Zdecydowanie najbliżej półfinału mistrzostw świata spośród afrykańskich zespołów była Ghana, która otarła się o tę fazę turnieju w 2010 roku. Historia ta ma ja jeszcze większy wymiar ze względu na fakt, że był to pierwszy mundial rozgrywany w Afryce - w RPA.
Czarne Gwiazdy wyszły wówczas z grupy po zwycięstwie nad Serbią, remisie z Australią i porażce z Niemcami. Bohaterem zespołu był wtedy Asamoah Gyan, który strzelił dwie jedyne bramki dla Ghany na tym etapie turnieju.
Trzecie trafienie dołożył w dogrywce meczu 1/8 finału przeciwko Stanom Zjednoczonym. W regulaminowym czasie gry mecz zakończył się remisem 1:1 po golach Kevina Prince'a-Boatenga i Landona Donovana. W ćwierćfinale na Afrykańczyków czekał zespół Urugwaju.
Ghańczycy odpali w nim po nieprawdopodobnych okolicznościach. Mecz zakończył się remisem 1:1, po którym doszło do dogrywki. Cała dramaturgia rozpoczęła się tak naprawdę w 120. minucie spotkania. W zamieszaniu podbramkowym piłkę zmierzającą do urugwajskiej siatki wybijał ręką Luis Suarez. Sędzia momentalnie ukarał go czerwoną kartką i podyktował rzut karny dla Ghany.
Do piłki podszedł Gyan, który był gwiazdą tamtej reprezentacji, ale wtedy, w 121. minucie ćwierćfinału, nie trafił w bramkę z jedenastu metrów. Tym samym doszło do konkursu jedenastek. W nim Gyan strzelił już gola, ale to Urugwajczycy lepiej wykonywali karne i awansowali do strefy medalowej.
Dzisiaj historię postara się odczarować Maroko. Afrykańczycy już o 16 w ćwierćfinale mundialu zagrają z Portugalią.