Cezary Kulesza: brak awansu na Euro 2024 oznaczałby zupełnie inną rzeczywistość

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Cezary Kulesza: brak awansu na Euro 2024 oznaczałby zupełnie inną rzeczywistość

Cezary Kulesza wierzy w awans reprezentacji Polski na Euro
Cezary Kulesza wierzy w awans reprezentacji Polski na EuroPAP
Prezes PZPN Cezary Kulesza w wywiadzie dla PAP powiedział, że brak awansu na Euro 2024 oznaczałby dla polskiego futbolu "zupełnie inną rzeczywistość". Jak dodał, nie bierze pod uwagę porażki w półfinale barażowym z Estonią. Mówi też m.in. o kampanii wyborczej i przyszłości ośrodka treningowego federacji.

Polska Agencja Prasowa: Jak pan ocenia szanse reprezentacji Polski w barażach o Euro 2024? Zwłaszcza pod kątem ewentualnego finału na wyjeździe, bo w półfinale 21 marca w Warszawie z Estonią kadra Michała Probierza będzie zdecydowanym faworytem...

Cezary Kulesza: Od strony organizacyjnej PZPN zapewnił drużynie komfortowe warunki przygotowań. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wynik sportowy zależy już wyłącznie od piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Im bliżej tego 21 marca, tym więcej mamy w sobie emocji. Gdybyśmy nie wygrali z Estonią... Nie, ja tego nie biorę nawet pod uwagę. Na pewno jesteśmy myślami już przy drugim meczu. Oczywiście, piłka jest nieobliczalna, uczy pokory i do każdego przeciwnika trzeba podchodzić przygotowanym na sto, nawet dwieście procent. Nie ma już słabych drużyn. Mieliśmy przykład z Mołdawią. W dwóch meczach z tym rywalem straciliśmy pięć punktów. Gdyby nie to, dzisiaj nie rozmawialibyśmy o barażach, ale już nie cofniemy czasu. Musimy się lepiej przygotować. Wierzę w nasz zespół i liczę na wsparcie kibiców.

PAP: W porównaniu z poprzednimi, jesiennymi meczami reprezentacji, sytuacja wygląda znacznie lepiej. Formę strzelecką odzyskali Robert Lewandowski i Krzysztof Piątek, po kontuzji wrócił Jakub Moder, po zawieszeniu Bartosz Salamon, a po występach w USA we Włoszech odnalazł się Karol Świderski. Podziela pan ten optymizm?

C.K.: Jeżeli chodzi o formację ataku, to zawsze mieliśmy w niej kilku dobrych zawodników. W bramce też mamy świetnych specjalistów... Sytuacja, o której pan wspomniał – owszem, dzisiaj to wygląda optymistycznie, ale finał baraży jest za dwa tygodnie. I teraz trudno spekulować, jak będzie wówczas z formą i zdrowiem zawodników. Mam nadzieję, że unikniemy takich kłopotów jak jesienią, gdy trener Probierz nie mógł skorzystać z kilku kontuzjowanych piłkarzy.

PAP: Już raz za pana kadencji Polska awansowała z baraży na wielki turniej – w marcu 2022 roku na mistrzostwa świata, po wygranej w Chorzowie ze Szwecją 2:0. Kiedy pan był spokojniejszy o wynik – wówczas czy teraz?

C.K.: Jeśli ktoś pracuje w piłce, klubowej czy reprezentacyjnej, to tego spokoju nigdy nie ma. Zawsze jest niepokój. U każdego zapewne różny poziom emocji, ale my cały czas jesteśmy "pod prądem". Zwycięski baraż ze Szwecją? To już przeszłość. Patrzymy na to, co tu i teraz.

PAP: Kogo – w razie zwycięstwa nad Estonią – wolałby pan w finale barażowym? Walię czy Finlandię?

C.K.: Wolę ten zespół, który pokonamy w finale.

PAP: Jak wygląda kwestia ewentualnych nagród za awans na Euro? Czy fakt, że nie został wywalczony bezpośrednio, a może być przez baraże, wpłynie np. na wysokość tych premii?

C.K.: U nas premie dla piłkarzy są za określony wynik. A tutaj takim wynikiem jest awans. Nie rozróżniamy, czy doszło do niego bezpośrednio, czy poprzez baraże.

PAP: A czy piłkarze będą jeszcze dodatkowo motywowani finansowo przed barażami?

C.K.: O kwestii premii meczowych rozmawiamy z radą drużyny, ale jak wspomniałem, będziemy wynagradzać piłkarzy i dostaną premie jedynie za awans.

PAP: Udział w Euro 2024 to duży zastrzyk gotówki od UEFA – co najmniej dziewięć milionów euro. Jak bardzo, w razie porażki w barażach, ta strata może być odczuwalna dla PZPN?

C.K.: Budżet na 2024 został już wcześniej ustalony. Nie mamy w nim uwzględnionej ewentualnej premii od UEFA. Jeśli awansujemy, będą to dodatkowe pieniądze dla PZPN. Nie jesteśmy od nich w niczym uzależnieni.

PAP: A jak ewentualny brak awansu wpłynąłby na polski futbol? Od Euro 2016 kadra narodowa grała w każdym dużym turnieju. Sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski powiedział na zjeździe PZPN w październiku, gdy padło takie pytanie, że "obudzilibyśmy się w innej rzeczywistości".

C.K.: Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Duże turnieje to radość dla kibiców, ale też ogromny wpływ na nasz futbol. Chłopcy i dziewczęta zapisują się do klubów, zaczynają trenować, próbują swoich sił w piłce. Każdy sukces dorosłej reprezentacji, awans na wielki turniej, dopinguje tych młodych ludzi. Trudno nawet mówić o jakiejś skali porównawczej. Na pewno dla polskiej piłki brak awansu to byłaby zupełnie inna rzeczywistość. Musimy zrobić wszystko, żeby pojechać na Euro 2024.

PAP: PZPN wybrał wstępnie trzy lokalizacje pod kątem ewentualnej gry w Niemczech. Największe prawdopodobieństwo – okolice Bremy lub Berlin. Czy można coś więcej ujawnić?

C.K.: Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, bo ten niedźwiedź jeszcze biega po lesie. Skupmy się na tym, żeby awansować, a później zostanie wybrany ośrodek. Dla wszystkich uczestników mistrzostw Europy wystarczy baz w Niemczech. Jeżeli chodzi o logistykę, zawsze jesteśmy świetnie przygotowani.

PAP: Mamy za to jasność w kwestii grupy Ligi Narodów. Jesienią reprezentacja zagra z atrakcyjnymi rywalami: Chorwacją, Portugalią i Szkocją. Wiadomo już, gdzie odbędą się domowe mecze?

C.K.: Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Decyzje na pewno zapadną w najbliższych tygodniach.

PAP: Pan wolałby Warszawę, która z finansowego punktu widzenia jest najkorzystniejsza, biorąc pod uwagę pojemność PGE Narodowego?

C.K.: Tutaj jest największy stadion, ale zobaczymy... Być może któryś z meczów rozegramy poza stolicą. Nie chciałbym jednak składać konkretnych deklaracji.

PAP: Od kilku tygodni odwiedza pan Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej. To realizacja wcześniejszych obietnic czy początek kampanii przed wyborami w 2025 roku?

C.K.: Kampania wyborcza jeszcze daleko. Tak wcześnie się jej nie robi... Były już dawno temu ustalenia, że po dwóch latach mojej kadencji odwiedzę wszystkie związki wojewódzkie, porozmawiam o rozwoju polskiej piłki na szczeblu regionalnym. I tak zrobiłem.

PAP: Wybory to może odległy termin, ale coraz głośniej o pana ewentualnych kontrkandydatach, m.in. wywodzących się z obecnych władz PZPN, np. spośród wiceprezesów. Odczuwa pan jakąś wewnętrzną opozycję w federacji?

C.K.: Ja tego nie zauważyłem. Jeżeli media tak piszą, to warto zapytać osoby zainteresowane. Nie chciałbym się za nie wypowiadać, bo nie wiem, co myślą na ten temat i czy rzeczywiście te osoby powiedziały dziennikarzom o chęci kandydowania.

PAP: Ale pan oczywiście będzie kandydować?

C.K.: Czas na takie decyzje jeszcze przyjdzie. Dzisiaj można tylko spekulować. Teraz skupiam się na barażach o Euro 2024.

PAP: Jak wygląda obecnie perspektywa powstania ośrodka szkoleniowego PZPN w Otwocku, po decyzji ministra sportu i turystyki unieważniającej współfinansowanie budowy?

C.K.: Będziemy cały czas się starać. Jeżeli będzie nowy program, to na pewno do niego przystąpimy. Posiadamy środki własne, żeby po części sfinansować taką bazę. Mamy też zagwarantowane środki z UEFA, które nam pomogą. Co również ważne, będziemy sami taki ośrodek utrzymywać. Większość federacji w Europie posiada taki ośrodek, nawet Liechtenstein. My jesteśmy dużym krajem, chwalimy się pięknymi stadionami, a nie mamy bazy treningowej dla reprezentacji Polski. Wystarczy, że przyjdą gorsze warunki pogodowe i nie możemy znaleźć w Warszawie odpowiedniego boiska do treningu. Mamy łącznie 17 reprezentacji, licząc z futsalem, piłką młodzieżową i kobiecą. Obecnie wydajemy ok. 37 milionów złotych na te wszystkie reprezentacje oraz Szkołę Trenerów. A mając taki ośrodek, bylibyśmy płatnikiem sami dla siebie. Jeżeli będzie możliwość jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, na pewno z tego skorzystamy.

PAP: Czy wobec ostatnich wydarzeń bierzecie pod uwagę również inną lokalizację niż Otwock?

C.K.: Mamy wszystko przygotowane, jeżeli chodzi o Otwock. Gdyby była taka wola i chęć, to na pewno można byłoby powrócić do tego tematu. A jeżeli nie, to trzeba będzie składać nowy wniosek i myśleć o czymś innym. Dla nas najważniejszą sprawą jest, aby taki ośrodek powstał, bo jest on zwyczajnie potrzebny i będzie służył wielu pokoleniom zawodniczek, zawodników, sędziów oraz trenerów. Jesteśmy otwarci na dialog i szukanie skutecznych rozwiązań w tej sprawie.

PAP: Dawno nie było w polskiej ekstraklasie przypadku, żeby w połowie rundy rewanżowej aż sześć klubów miało realne szanse zdobycia mistrzostwa Polski. I bardzo trudno wskazać faworyta. A kogo pan typuje?

C.K.: Nie będę się bawić w typowanie, bo piłka jest bardzo przekorna. Popatrzmy na poprzednią kolejkę. Aktualny mistrz kraju Raków grał z niżej notowaną Puszczą, prowadził, miał przewagę jednego zawodnika i... zremisował. Legia traci punkty w zaskakujący sposób. Kilka kolejek temu prowadziła w Kielcach z Koroną 3:1 i skończyło się 3:3. W ostatni weekend wielu pretendentów straciło punkty. Pogoń Szczecin przegrała u siebie z Zagłębiem Lubin 0:2, a pewnie wszyscy kibice myśleli, że zwycięży. Lech Poznań też się zaciął...

PAP: Nie strzelił gola od 450 minut, licząc z Pucharem Polski...

C.K.: No właśnie. Atak na tytuł mistrza Polski idzie faworytom bardzo wolno. Góra tabeli jest spłaszczona, a po minionej kolejce mógł być tam jeszcze większy ścisk. Do końca będzie duża rywalizacja. Na dodatek czołówka gra jeszcze między sobą. Kto wytrzyma ciśnienie i będzie w znakomitej formie w decydującym momencie sezonu, sięgnie po tytuł. Cieszą mnie te emocje, liga przyciąga coraz więcej kibiców.

PAP: W miarę upływu sezonu, a na pewno po jego zakończeniu, powrócą rozmowy na temat przepisu o młodzieżowcu w ekstraklasie. Większość klubów jest za zniesieniem obecnego przepisu. A PZPN?

C.K.: Ja wiem, że kluby chciałyby grać bez żadnych obciążeń, ale co w zamian? Każdy przepis można zdjąć, tylko za chwilę może być tak, że nie zobaczymy w drużynie żadnego Polaka. Dlatego oczekujemy konkretnej deklaracji, co zamiast tego przepisu. Oczywiście, trzeba rozmawiać. Słuchamy, co mówi piłkarskie środowisko klubowe. Prezesi i zwłaszcza trenerzy nie chcą mieć ograniczeń. A my wiemy, że jeśli tego przepisu nie będzie, to stracą na tym nasze reprezentacje młodzieżowe.

Ostatnie wyniki reprezentacji Polski
Ostatnie wyniki reprezentacji PolskiFlashscore

PAP: A propos piłki juniorskiej. W 2023 roku polski futbol osiągał sukcesy. Najwięcej mówiono o kadrze do lat 17, która dotarła do półfinału mistrzostw Europy. Pod koniec roku spisała się jednak znacznie gorzej w mistrzostwach świata w Indonezji...

C.K.: Ci chłopcy pokazali, że potrafią grać w piłkę. Dotarli do półfinału na Węgrzech, gdzie przegrali z drużyną niemiecką, która nas zdominowała fizycznie, ale uzyskaliśmy przepustkę na mundial. Poleciało 21 piłkarzy i – jak wiemy – czterech wróciło, ukaranych dyscyplinarnie za złe zachowanie. FIFA nie pozwoliła nam uzupełnić tej kadry. Zostało więc 17 piłkarzy, w tym trzech bramkarzy. Przed niektórymi meczami zawodnicy narzekali na dolegliwości zdrowotne, także żołądkowe, ale zacisnęli zęby i grali. Nie zdobyliśmy żadnego punktu. To nauczka dla piłkarzy i dla nas, która jednak nie powinna przesłonić obrazu naszej piłki młodzieżowej. Mamy naprawdę ciekawe zaplecze.

PAP: W ostatnim czasie głośno było w mediach o sprawie klubu Stomilanki Olsztyn. Byłe zawodniczki oskarżyły władze klubu o zaległości finansowe i niewłaściwe traktowanie. Podjął pan decyzję o odwołaniu Dariusza Maleszewskiego ze składu Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego. Mieliście wcześniej niepokojące sygnały z Olsztyna?

C.K.: Nie. Do nas nic nie docierało. Może tylko gdzieś do prezesa klubu, a on dalej już tego nie przekazywał. Jak widzę, zawodniczki już nie wytrzymały napięcia i całej tej sytuacji. Powiedziały o tym publicznie. Szybko zareagowaliśmy. Teraz sprawę wyjaśniają nasze organy dyscyplinarne, czyli Komisja Dyscyplinarna oraz Adam Gilarski (Rzecznik Dyscyplinarny PZPN – PAP). Tę sprawę trzeba szczegółowo sprawdzić. Wiem, że pan Gilarski zrobi to bardzo sumiennie. Pragnę zapewnić, że osoby pokrzywdzone nie zostaną pozostawione w tej sytuacji same. Wyjaśnimy tę sprawę do końca.

PAP: TVP będzie od nowego sezonu pokazywać – na mocy umowy z PZPN – m.in. rozgrywki Pucharu Polski i 1. ligi. Szefem TVP Sport został niedawno były rzecznik PZPN i reprezentacji Jakub Kwiatkowski, z którym federacja rozstała się w grudniu, na dodatek w niezbyt przyjaznych okolicznościach. Czy może to wpływać na obecne relacje PZPN z TVP?

C.K.: Zapewniam, że z naszej strony przeszłe zdarzenia nie będą w żaden sposób wpływać na obecną współpracę. Patrzymy w przyszłość, będziemy realizować zapisy wynikające z umowy i jestem pewien, że tak samo postąpi druga strona. Mamy do siebie szacunek, jesteśmy profesjonalistami. Nie ma z naszej strony jakichś złośliwości. Zresztą już mieliśmy okazję się spotkać. Podkreślam – z mojej strony nie ma żadnego problemu. A jeśli chodzi o umowę, jesteśmy zadowoleni, podobnie jak kluby, bo transmisje meczów 1. ligi będą docierać do ponad 90 procent gospodarstw domowych. Działaczom klubów łatwiej będzie znaleźć nie tylko lokalnych, ale też ogólnokrajowych sponsorów.