Na Wyspach Owczych nie byłby to pierwszy taki przypadek. UEFA musiała już interweniować przy okazji meczów Klaksvik z Bodo/Glimt oraz tamtejszej reprezentacji z Turcją. W obu przypadkach przyjezdni mieli problem z dostaniem się na miejsce, ponieważ ze względu na panujący wiatr samolot w pierwotnym terminie nie mógł podjąć próby lądowania.
Prognozy przewidują, że jutro w godzinach południowych, czyli terminie planowanego przylotu na Wyspy Owcze reprezentacji Polski, wiatr ma osiągać prędkość około 70 km/h. To oznacza, że lądowanie nie będzie do końca bezpieczne. Warto dodać fakt, że tamtejsze lotnisko nie jest najnowocześniejsze i dysponuje wyjątkowo krótkim pasem startowym. Za obsługę lotu reprezentacji ma jednak odpowiadać firma z Wysp Owczych, której piloci są zaznajomieni z takimi warunkami pracy.
Głos w tej sprawie zabrał nawet rzecznik Polskiego Związku Piłki Nożnej Jakub Kwiatkowski, które spytany przez WP SportoweFakty powiedział: "Mamy wynajęty samolot, czarter. Nie mamy żadnych informacji, żeby miało być coś nie tak. Za wszystko odpowiada przewoźnik, z którym mamy podpisaną umowę".
W trakcie popołudniowej konferencji prasowej Kwiatkowski poinformował, że kadra wyleci o innej godzinie niż wstępnie planowano, właśnie ze względu na warunki pogodowe. "Zapadła decyzja o tym, że lot będzie przyspieszony. Odpowiada za niego doświadczona załoga i po rozmowach z nią wylecimy o 8:20, choć pierwotnie mieliśmy o 9:40. Pozwoli nam to dostać się bezpiecznie i być na Wyspach Owczych o czasie. Trzymaliśmy rękę na pulsie chcąc zabezpieczyć przelot drużyny na miejsce" -powiedział.
Miejmy nadzieję, że wszystko odbędzie się w bezpiecznych warunkach, a także, że spotkanie nie będzie przełożone. Polacy bardzo potrzebują punktów w eliminacjach do Euro i ewentualne problemy na Wyspach Owczych mogą wpłynąć nie tylko na wynik zbliżającego się spotkania, ale także na dyspozycję biało-czerwonych w pojedynku z Mołdawią kilka dni później.