Przez baraże przeszli golami strzelanymi w najmniej oczekiwanym momencie, podczas doliczonego czasu gry. Po dodatkowych perturbacjach kadrowych wydawało się, że Motor Lublin może przystąpić do rozgrywek Fortuna 1 Ligi w nastrojach dalekich od optymalnych. Tymczasem w piątkowy wieczór na Arenie Lublin gospodarze nie zamierzali kłaniać się Zagłębiu Lubin, tylko możliwie szybko otworzyć wynik.
Już w 4. minucie tylko słupek uratował przyjezdnych przed utratą gola. Brakło szczęścia, za to Zagłębie miało je w 34. minucie, gdy Ołeksyj Bykow wyskokczył najwyżej do wrzutki po stałym fragmencie i głową zdobył gola na 1:0. Do przerwy nic na tablicy wyników się już nie zmieniło, ku rosnącej frustracji gospodarzy.
Sportowa złość odzywała się również po przerwie i przyniosła efekt, gdy na mniej niż 20 minut przed końcem sędzia wskazał na wapno. Piotr Ceglarz podszedł do piłki i pewnie wyrównał wynik.
Pięć minut później to Motor był na czele, gdy Mariusz Rybicki przewrotką wepchnął piłkę przy bliższym słupku, obijając jeszcze głowę obrońcy.
Sosnowiczanie nie zamierzali się poddać i w 87. minucie wykorzystali sytuację w polu karnym. Kamil Biliński przytomnie oddał piłkę Sebastianowi Boneckiemu, a ten huknął w okienko od poprzeczki. Sektor gości eksplodował radością i na trzy minuty przed końcem był równy podział punktów.
Parędziesiąt sekund później gra była już pod bramką Zagłębia i sędzia ponownie odgwizdał rzut karny dla Motoru. Decyzja wzbudziła protesty, ale Paweł Malec nie zamierzał zmieniać zdania. Do piłki podszedł Rafał Król i umieścił piłkę w bramce po rękach Mateusza Kosa.