Nieskuteczny Bayern, wyrachowane City – niespodzianki nie było

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Nieskuteczny Bayern, wyrachowane City – niespodzianki nie było
Nieskuteczny Bayern, wyrachowane City – niespodzianki nie było
Nieskuteczny Bayern, wyrachowane City – niespodzianki nie byłoAFP
Bawarczycy atakowali zaciekle, ale celowniki mieli rozregulowane. Czy City dało się pokonać? Nie dowiemy się już, ponieważ Bayern przegrał przede wszystkim z własnymi niedoskonałościami.

Po bolesnej porażce 0:3 na Etihad Stadium, Bayern musiał w Monachium wspiąć się na wyżyny. Kibice zrobili swoje, zapełniając Allianz Arenę do ostatniego miejsca i serwując przyjezdnym z Manchesteru imponującą oprawę połączoną z gromkim dopingiem. Zawodnicy też zaczęli z pazurem, choć Obywatele postawili solidną tamę w defensywie, odpierając wysiłki Bawarczyków przez kwadrans.

Na początku 17. minuty w doskonałej sytuacji znalazł się Leroy Sane, który doszedł do pozycji sam na sam i gdyby tylko nie posłał strzału odchodzącego, to piłka pewnie zmieściłaby się w bramce przy słupku.

Minutę później atmosfera walki o powrót do dwumeczu mogła zostać przebita jak balonik, gdy Erling Haaland znalazł się w jeszcze lepszej sytuacji, a po kontakcie z Upamecano padł na murawę. Sędzia Turpin momentalnie pokazał czerwoną kartkę obrońcy, a wygrać 3:0 w osłabieniu to byłoby już marzenie z gatunku niemożliwych do zrealizowania. Szczęśliwie dla miejscowych, liniowy pokazał spalonego Norwega, a główny arbiter cofnął decyzję o usunięciu Upamecano z boiska.

Choć ekipa Guardioli przygotowana była na obronę nawet szóstką, to Bayern nie miał problemów z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich. W niewiele ponad 20 minut gospodarze strzelali czterokrotnie, niestety tylko raz celnie. A przegrywając trzema bramkami nie można pozwolić sobie na taką niecelność. Zwłaszcza w rywalizacji z zespołem o takim potencjale ofensywnym, jak Manchester City.

Gdy po 35 minutach po zagraniu ręką sędzia odgwizdał rzut karny dla przyjezdnych, a do piłki podszedł Haaland, o utrzymaniu wyniku nie było już mowy. A jednak! Norweg chciał strzelić pod poprzeczkę, a strzelił nad nią. Allianz Arena eksplodowała jak po golu dla miejscowych, ale nawet po błędzie norweskiej maszyny powodów do radości nie było wiele: do przerwy wynik bezbramkowy się utrzymywał.

Bayern wrócił z szatni z podobnie ofensywnymi zapędami, ale niezmiennie brakowało im jakości. Nawet po efektownym rajdzie Sane brakło dołożenia nogi, by podnieść wynik przed godziną gry. To zemściło się sekundy później, gdy – nie pierwszy już raz – Upamecano nie upilnował Haalanda. Norweg tym razem nie popełnił błędu i zabił nadzieję gospodarzy, podnosząc prowadzenie w dwumeczu do czterech goli na niewiele ponad pół godziny przed końcem dwumeczu.

Teraz to City mieli więcej z gry i proporcje meczu się wyrównały. Bawarczykom co prawda udało się umieścić piłkę w siatce na kwadrans przed końcem, ale strzał Mathysa Tela nie został zaliczony po pozycji spalonej w akcji. Również Tel strzelał dwie minuty później na pustą – jak się wydawało – bramkę, ale ofiarnością wykazał się jeden z obrońców. Nie szło z akcji, nie szło ze stałych fragmentów, więc na niecałe 10 minut przed końcem Bayern otrzymał prezent: rzut karny. Joshua Kimmich nie popełnił błędu Haalanda i uderzył w środek, ale nieco niżej.

Na tym popisy się skończyły i choć Manchester City grał dojrzalej, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Bayern przegrał przede wszystkim ze sobą. Obywatele dopuścili gospodarzy do 17 strzałów, a byłoby ich więcej, gdyby nie brak decyzyjności przy ostatnim kontakcie z piłką. Nerwowo nie wytrzymał tego Thomas Tuchel, który wyleciał na trybuny z czerwoną kartką. Tuchel skierował się więc na widownię, a City kieruje się do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie już czeka Real Madryt.

Statystyki meczu Bayern-City
Statystyki meczu Bayern-CityFlashscore