Ligowy semafor: Żółwie vs. ślimaki, ile ważą słowa kapitana i przykład z dołu

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Żółwie vs. ślimaki, ile ważą słowa kapitana i przykład z dołu

Ligowy semafor: Żółwie vs. ślimaki, ile ważą słowa kapitana i przykład z dołu
Ligowy semafor: Żółwie vs. ślimaki, ile ważą słowa kapitana i przykład z dołuProfimedia
W 30. kolejce PKO BP Ekstraklasy wydarzyło się naprawdę sporo, choć nie zawsze były to niespodzianki pozytywne. Oto nasz subiektywny przegląd najważniejszych wydarzeń.

Światło czerwone. Wolni i wolniejsi

W tym punkcie mógłbym w zasadzie zrobić kopiuj-wklej z artykułu dotyczącego kolejki 28. Oczywiście podobnie najmniejsze uwagi dotyczą Jagiellonii, która ze wszystkich drużyn z czołówki mierzyła się a najmocniejszym rywalem, jakim była rozpędzona Pogoń Szczecin. Zawodnicy Dumy Podlasia zrobili wszystko, by postawić kolejny krok w kierunku wymarzonego mistrzostwa, czego nie można powiedzieć o Śląsku Wrocław i Lechu Poznań. (Wysoko opłacana) Drużyna z Dolnego Śląska mierzyła się z praktycznie pewnym spadkowiczem, ale przy dominacji niemal w każdych istotnych statystykach nie potrafiła z nim nawet zremisować. Symbolem całego nieudanego meczu była jedna z ostatnich akcji i pudło Patryka Klimali - może i w zespole Jacka Magiery jest sporo jakości, ale brakuje chłodnej głowy i wyrachowania, by po prostu w sposób godny kandydata na mistrza poradzić sobie z gorszym i upartym przeciwnikiem.

Podobnie wygląda sytuacja Kolejorza. Rywalizacja z Cracovią miała status meczu przyjaźni, co oczywiście nie oznaczało, że podopieczni Mariusza Rumaka mogą liczyć na taryfę ulgową. To jednak żadne wytłumaczenie. Cracovia w tym sezonie jest niezwykle chimeryczna, mimo pokonania np. Jagi w dość szczęśliwych okolicznościach, tuła się po dnie tabeli. Kolejny przykład spotkania, w którym gospodarz powinien pokazać mądrość i wypunktować słabszych gości, ale zamiast tego pozbawił się dwóch cennych punktów i możliwości redukcji straty do lidera tabeli.

Światło pomarańczowe. (Nie) tak, kapitanie

Nikt nie lubi być krytykowany publicznie, a już tym bardziej na oczach (i uszach) wielotysięcznej widowni. Oczywiście nie zamierzam przeceniać sytuacji związanej z Tarasem Romanczukiem i Dominikiem Marczukiem. To jasne, że gracz, nawet młody, musi być odporny psychicznie i ze zrozumieniem przyjmować uwagi, szczególnie gdy są słuszne. Moim zdaniem jednak od doświadczonego kapitana drużyny i reprezentanta Polski powinniśmy wymagać znacznie więcej. Przede wszystkim opanowania i klasy. Kiedy emocje biorą górę, to on ma być tym, który potrafi je poskromić i świecić przykładem dla młodszych. Tymczasem Romanczuk nie mógł się powstrzymać od skierowania do kolegi kilku gorzkich słów, które ten powinien raczej usłyszeć w szatni i to w mniej agresywnej formie. To znaczy bardziej konstruktywnej, a nie chaotycznych pretensji. 

Szkoda, bo wszyscy wiemy, jak będzie to wyglądało. Jeśli Jaga sięgnie po tytuł, obaj zawodnicy na posezonowych galach z uśmiechem będą obracać wszystko w żart i zwykłe koleżeńskie nieporozumienie. Co jednak, gdy mistrzostwo wymknie się z rąk? Wówczas taki mały ogień może być przyczyną większego pożaru, wzajemnych pretensji i wyrzutów. To znaczy, gdybym był kapitanem, a moje zachowanie przyczyniłoby się do znacznego spadku pewności siebie u kluczowego zawodnika-juniora, to takowe bym miał. Do siebie.

Światło zielone. Przynajmniej na was możemy liczyć

W tej części znów powtórzę swoją opinię sprzed dwóch tygodni, jednak nie ze względu na lenistwo, a konieczność docenienia beniaminków. Ruch Chorzów, Puszcza Niepołomice, Korona Kielce, Cracovia, a nawet ŁKS, to drużyny, które dostarczają nam mnóstwa emocji w tej czasem ponurej końcówce sezonu. Nie możemy delektować się wyścigiem o mistrzostwo jak w innych ligach, ale za to dzięki dzielnym drużynom z dołu tabeli podziwiamy więcej zaangażowania, walki, a przy tym i efektownej gry oraz goli. Jakby to nie zabrzmiało, panowie z góry, bierzcie od nich przykład!

Autor: Joachim Lamch
Autor: Joachim LamchFlashscore