Sobotnie popołudnie w Vikersund nie zapowiadało wielkich emocji ani dla Polaków rozgrywających słaby sezon, ani dla gospodarzy, których kadrę zdziesiątkował skandal z kombinezonami. Oczekiwań wśród biało-czerwonych na pewno nie rozbudziły skoki Macieja Kota (153 m i 39. miejsce) i Jakuba Wolnego (179 m i 36. miejsce), którzy nie weszli do drugiej tury.
Zniszczoł zaskoczył
Znacznie lepiej poradzili sobie kolejni biało-czerwoni, począwszy od Kamila Stocha (190,5 m i 21. lokata) oraz Paweł Wąsek (188 m i 16. miejsce). Po tym drugim oczekiwaliśmy znacznie więcej, zwłaszcza przy nominalnie bardzo dobrych warunkach. Jednak zachwianie tuż po wyjściu z progu obniżyło jego pułap lotu i prawie szurał nartami po zeskoku zanim „poddał się” przed 190 metrami. Za to nadspodziewanie spisał się Aleksander Zniszczoł. Jego 209,5 m okazało się 7. wynikiem pierwszej serii.
Ścisłą czołówkę zdominowali Słoweńcy, choć tylko Timi Zajc (234 m) znalazł się na podium, ustępując Andreasowi Wellingerowi (228 m), a wyprzedzając Ryoyu Kobayashiego (216 m). Tuż poza pierwszą trójką byli Domen Prevc (219,5 m) i Anze Lanisek (208 m). Poza tą piątką Zniszczoła wyprzedził jeszcze Gregor Deschwanden (217,5).
Prevc nie ustał, Wellinger zwycięski
Seria finałowa zaczęła się od poważnych kłopotów organizacyjnych. Wraz z zapadającym zmierzchem zmienił się wiatr i belkę zaczęto podnosić trochę bez konsekwencji. Seria zaczęła się od 13. stopnia (w pierwszej był 10.), a już po ośmiu zawodnikach była podniesiona dwukrotnie, do 15. Po długim czekaniu Kamil Stoch wpadł na mocny wiatr w plecy i jego 194 m opatrzono aż 22,7 pkt rekompensaty. Nie lepiej poszło Wąskowi, który przy blisko 20 pkt dodanych za wiatr powtórzył tylko 188 m z pierwszej serii. Skończyli jako sąsiedzi w tabeli (Wolny 18, Stoch 19). Aleksander Zniszczoł walczył o metry do samego końca, ale nie zdołał obronić swojej pozycji, nisko nad zeskokiem dolatując do 197,5 m i kończąc zawody na 10. miejscu.
Walka o końcowy triumf nie obyła się bez ofiar. Domen Prevc pofrunął na imponujące 239 metrów i upadł przy lądowaniu, co odebrało mu szansę na podium. Skorzystał z tego Anze Lanisek, który ze skokiem na 225 m wyprzedził także Ryoyu Kobayashiego (216 m). Dopiero Timi Zajc (208 m) zdetronizował Laniska i tylko Andreas Wellinger zepsuł słoweński koncert, w drugiej serii lądując na punkcie 229,5 m. To wystarczyło do wygranej.